Diefenbach

Diefenbach

niedziela, 26 lipca 2015

Tour de Sylvania etap V. Świątynie i Świątki Ludowe. Dzieci Wittgendorfu odcinek 23.

Występują:
Dietmar (Tiamat) – człowiek, sierżant, ex-żołnierz, ex-upadły akolita Sigmara
Stefan (Reiner) – człowiek, zwiadowca, ex-przepatrywacz, ex-hiena cmentarna
Johann (Pablo) – człowiek, żołnierz, ex-złodziej
Rufus (Wiaderny) – niziołek, weteran, ex-żołnierz, ex-rzemieślnik (przez połączenie audiowizualne z dalekiego Albionu)

Czas: Erntezeit – Brauzeit 2522

Miejsca: Verbogenwald z przyległościami.

I. Plotki i zahaczki.

1. Podobno gdzieś w sercu Lasu Łaknienia, bardzo daleko na zachód od Messinghof leży osada elfów, miasto prawie. Elfy strzegą, aby nikt się nie dowiedział o dokładnym położeniu ich siedziby. Nikt żywy stamtąd nie wrócił.
2. Czy postać spotkana w świątyni Khaina jest jednym z Czarnych Jeźdźców? Czy Czarni Jeźdzcy mają coś wspólnego ze świątynią?
3. Kim są bliźniacy uwolnieni ze świątyni Khaina?

II. Miejsca.

1. Nieznana z nazwy wioska po drugiej stronie północnego Stiru, niedaleko na połudnowy zachód od Messinghof (całkiem duża).
2. Menneldorf – dość duża wioska na południowym brzegu północnego Stiru, zamieszkała przez twardych ludzi lasu.
3. Starożytna świątynia Khaina na północny wschód od Menneldorfu.
4. Niewielki zamek z wioską na północnym brzegu środkowego Stiru.
5. Zamek na wyspie na środkowym Stirze.

III. Wydarzenia.

1. Bohaterowie podjęli decyzję, że wyruszą do Lasu Łaknienia w poszukiwaniu ukrytej tam wioski chobołdów (znaczy, niziołków). Droga daleka, a nie można iść szlakiem przez Waldenhof (z wiadomych przyczyn), zapadła więc decyzja aby pójść na południowy zachód, wzdłuż biegu północnego Stiru i w ten sposób ominąć kłopotliwe politycznie ziemie Hrabiny. Wymagało to dobrego przygotowania. Bohaterowie puścili więc wszystko co nie było niezbędne, a uzyskaną gotowiznę przeznaczyli na wyposażenie podróżne i zapasy. Sprzedali też wóz postanawiając zamienić kislewskiego bachmata Martina w zwierzę juczne zamiast pociągowego. Johann ciągle dochodził do siebie po ostatniej walce, było więc dość czasu, aby wszystko załatwić.

2. Udało się wyruszyć. Jak zwykle – padało. Bohaterowie poruszali się ostrożnie wzdłuż biegu rzeki. Niedaleko za miastem, na drugim brzegu dostrzegli wioskę. Pomachali przyjaźnie, ale nie spotkało się to z większą reakcją.

3. Pod koniec pierwszego dnia podróży drużyna dotarła do sporej wsi Menneldorf. Mieszkańcy trudnili się gospodarką leśną. Udało się przekonać potężnego trapera Hansa, który pełnił rolę osoby do kontaktów z obcymi, do przechowania bohaterów przez noc. Niestety – z zapasami w wiosce krucho, a zima idzie, więc na wikt nie można było liczyć. Wieczorem wszyscy siedli przy ognisku i zaczęli przy flaszce snuć opowieści. Szczególnie udzielał się Ijon – lokalny kapłan lokalnego boga Zalmoxisa – boga dziczy i opiekuna leśników. Opowiedział nieco o swym bóstwie, przeprowadził krótką dysputę teologiczną z Dietmarem, a zapytany o wioskę chobołdów w Lesie Łaknienia stwierdził, że o tym nie słyszał, za to podobno w tymże lesie siedzibę mają elfy.

Kredytsy za pomysł wykorzystania trackich bóstw w Sylvanii wędrują oczywiście do Smartfoxa.

4. Bohaterowie za dwie flaszki zapewnili sobie transport przez rzekę następnego dnia. Ale plany się zmieniły, kiedy usłyszeli od Hansa o tajemniczych ruinach świątynii leżących jakieś 10 mil na północny wschód od wioski. Nikt nigdy nie miał na tyle odwagi, żeby wejść głęboko do tego kompleksu, więc nie wiadomo w zasadzie co tam się kryje. Oczęta im się zaświeciły i stwierdzili, że głupio byłoby taką okazję przepuścić, zwłaszcza, że grubsza mamona się kończy, przydałoby się więc dziabnąć jakiś skarb.

5. Udało się przekonać Hansa do zaprowadzenia drużyny pod świątynię. Okazała się ona być sporą piramidą schodkową położoną w środku lasu i obrośniętą roślinnością. Wyglądała na nieużywaną od lat. Na samym szczycie znajdowały się podejrzane płaskorzeźby, jakby demonów, czy innego plugastwa.


6. Przy świątynii kręciła się tajemnicza postać w szarej szacie uważnie badająca kamienne mury. Stefan zakradł się do niej i okazało się, że to jakaś starowinka. Przedstawiła się jako Hilda i stwierdziła, że jest kapłanką Zalmoxisa z wioski Splutdorf (kawałek na południowy wschód stąd) i że od wielu lat przychodzi w to miejsce i próbuje się czegoś dowiedzieć o świątynii. Ale jest stara i boi się wejść głebiej do środka. Bohaterowie próbowali ją przekonać, żeby poszła z nimi, ale bezskutecznie. Babka stwierdziła, że poczeka sobie na zawnątrz i z chęcią wysłucha co ciekawego udało się znaleźć w środku.

7. Drużyna zagłębiła się w podziemia. Faktycznie, okazało się, że to świątynia, tyle że opuszczona od wieków. Płaskorzeźby przedstawiające rytualne ofiary i ołtarz splamiony krwią (zaschniętą bardzo dawno temu) nie pozostawiały wątpliwości co do charakteru czczonego tu bóstwa. Obok ołtarza znajdowały się dwa posągi nagich mężczyzn o bardzo zwiewnej budowie ciała. Niby jak ludzie, ale nie do końca.

8. Świątynia okazała się mieć bardzo rozbudowane podziemia, bohaterowie spędzili więc sporo czasu na ich eksploracji. Mieliśmy klasycznego lochotłuka.


9. Zaraz na początu bohaterowie na chwilę cofnęli się do wyjścia i spotkali w przedsionku osobliwą postać. Typ miał prawie dwa metry wzrostu, ale był bardzo drobnej budowy, długie białe włosy, blada cera i pociągła twarz sprawiały dość nieludzkie wrażenie. Opancerzony był w czarną kolczugę, uzbrojony w dwa miecze. Rozmowa z nim (mówił z dziwnym akcentem) nie przyniosła specjalnych rezultatów, nie udało się nawet dowiedzieć jak się nazywa. Ziom ostatecznie stwierdził, że zrobiło się tu trochę zbyt tłoczno, więc on wychodzi (faktycznie, jak na opuszczoną świątynię w środku lasu, to ruch jak w Nuln na Hauptstrasse). Przynajmniej udało się uniknąć bijatyki. Kiedy tajemnicza postać zniknęła, Rufus wpadł na to, że zawodnik bardzo mocno kojarzył mu się z kobietą o białych włosach dowodzącą czarnymi jeźdźcami spotkanymi pod Bergdorfem. Niestety, nie udało się go wyśledzić. Żeby nie dać się zajść od tyłu, drużyna przed wyruszeniem w głąb kompleksu zostawiła Rufusa na straży przy wejściu.

10. Zwiedzanie podziemi zajęło kupę czasu. Z ciekawszych rzeczy:
- Stefan prawie wpadł w pułapkę, i cudem (czyli trzema dropsami) uniknął posiekania i podziurawienia przez ostrza i kolce, które nagle! wsykoczyły ze ścian. Przynajmniej w nagrodę wytargał z lochu wielką księgę zapisaną w nieznanym alfabecie (i napisaną raczej nie atramentem, if you know what I mean). Dietmar oponował przed zabieraniem grymuaru, ale Stefan się wziął i uparł.
- Drużyna znalazła długą salę, w której znajdowały się nisze. W każdej niszy stała zasuszona postać trzymająca miecz. Johann wyszarpnął miecz pierwszej z brzegu mumii i okazało się, że zawodnicy wcale nie są aż tak zasuszeni. Starcie z czterema nie do końca martwymi wojownikami było krótkie, lecz brutalne. Były chwile grozy, bo Johann zasypany gradem ciosów nie dał rady i padł nieprzytomny z poważnym krytykiem (a Johann nie ma już punktów przeznaczenia, przypominam). Całe szczęście, Stefan w końcu miał szczęście rzucając na obrażenia przy strzelaniu z kuszy i odstrzelił dwóch typów, a następnie opatrzył ciężko rannego towarzysza. Ponadto osłabił trzeciego zioma co znacznie ułatwiło Dietmarowi rozstrzygnięcie sytuacji na korzyść bohaterów. Zawodnicy byli diablo szybcy, ale raczej niezbyt wytrzymali, Johann miał pecha, że znalazł się na pierwszej linii ognia. MVP: Stefan, pomimo początkowego fakapu w postaci niezbornego rzutu księgą.
- Na końcu sali bohaterowie znaleźli złowrogi posąg czterorękiego demona.


11. Z ciężko rannym Johannem bez pepeków trudno było kontynuować zwiedzanie. Bohaterowie meili zamiar porzucić dalszą eksplorację, ale Hilda bardzo zainteresowała się tym, że tak głęboko dotarli i zaoferowała, że może przebłagać Zalmoxisa, żeby pomógł Johannowi, jeśli bohaterowie zgodzą się wrócić i zbadać swiątynię do końca. Tak też się stało. Babka poprowadziła bohaterów do skały wykutej (a może uformowanej naturalnie) w kształt pogodnej ludzkiej twarzy, gdzie odprawiła rytuał, posmarowała nogę Johanna różnymi specyfikami i owinęła liśćmi. O dziwo – pomogło. Johann aktywnie uczestniczył w rytuale, więc po jego zakończeniu przeprosił uprzejmie Sigmara za kumanie się z pogańskim bożkami i obiecał roczny post alkoholowy, jeśli z tego wyjdzie. Wyszedł, zatem – adios flaszko!


12. Bohaterowie spędzili jeszcze kilka dni w Menneldorfie, oczekując aż Johann wróci do pełni sił i ruszyli dalej badać lochy:
- Głęboko w podziemiach trafili na wielką salę, w centrum której stał dziesięciometrowy posąg w dziwnym nakryciu głowy.


- Kiedy weszli do tej sali, portal za nimi został zamknięty przez wielkie metalowe drzwi, zaś zza posągu wyszedł wielki czarny skorpion i ruszył do ataku. Dietmar związał bestię walką w zwarciu, podczas gdy reszta prażyła ze wszystkiego co mieli pod ręką. Pajęczak był twardy, ale Dietmar był jeszcze twardszy i wkrótce chitynowe truchło legło na posadzce. Powstał tylko problem – jak teraz wyjść z sali? Stefan zbadał dokładnie całe pomieszczenie, łącznie z leżem skorpiona i krużgankami biegnącymi wzdłuż trzech ścian (jakby miejsca dla widzów), ale nic nie znalazł. W końcu jednak (jeśli dobrze pamiętam) Stefan wymyślił, żeby przeszukać zewłok bestii. Dietmar i Johann urobili się po łokcie kawałkując zwłoki, ale opłaciło się, bo Stefan znalazł w środku coś w rodzaju zdeformowanego klucza z rubinem. Dotknięcie drzwi pozwoliło je otworzyć i wyjść z tego przeklętego miejsca.


- W najgłębszych czeluściach podziemi, poniżej poziomu kanałów, po spuszczeniu się na linie w głęboką studnię, bohaterowie znaleźli dwóch niemal identycznych wychudłych starców przykutych łańcuchami do ścian. Nie byli w stanie powiedzieć niczego o sobie (na wszystkie pytania odpowiadali nie wiem), jedyne co wiedzieli, to że miejsce, w którym się znajdują to świątynia Khaina (nikomu z drużyny, ani z dotychczas spotkanych enpeców ta nazwa nic nie powiedziała) – boga mordu, którego jednym z symboli jest skorpion oraz: że są braćmi (dziwnym nie jest, widać to było na pierwszy rzut oka).
- Bohaterowie trafili na schody zalane mętną wodą, zrezygnowali z nurkowania – to jedyna część kompleksu, której nie zbadali.

13. Spenetrowawszy prawie wszystko co do spenetrowania było (i pozostawiwszy uwięzionych starców na miejscu) drużyna wróciła na powierzchnię zdać relację Hildzie. Ta nie za bardzo wiedziała co o tym wszystkim myśleć, poprosiła więc o przyprowadzenie dziodów. Bohaterowie najpierw sprowadzili jednego, a kiedy i babce nic nie udało się z niego wyciągnąć (bohaterowie mieli przez chwilę podejrzenie, że być może Hilda jest zaginioną trzecią bliźniaczką) – drugiego. Bracia padli sobie w ramiona, ale nie zwiększyło to ich stanu wiedzy. Coś tam kojarzyli z faktu istnienia Imperium, ale zapytani o aktualnie rządzącego cesarza wspomnieli o Ludwiku Otyłym. Hilda była bardzo całą sytuacją skofundowana i przyznała, że spodziewała się raczej, że zbadanie świątynii przyniesie odpowiedzi, a nie jedynie więcej pytań.

14. Ponieważ było za późno, żeby wracać do wioski, drużyna rozbiła obóz. Dziody z lochu wydawały się podejrzane, więc zawodnicy zostali przywiązani do drzew w bezpiecznej odległości od siebie. Niezbyt to pomogło. Rufus podczas pełnienia warty spostrzegł nagle, że bracia zaczynają coś mamrotać. Zanim zdążył krzyknąć padł jak rażony piorunem, bo wydawało mu się, że atakuje go całe stado demonów. Biedak stracił przytomność. Rano po braciach zostały jedynie więzy wyglądające jak przegryzione.

15. W strachu o los Menneldorfu (wszak została tam księga wyniesiona z podziemi, a przecież bliźniacy mogli chcieć ją zdobyć!) drużyna czym prędzej powróciła do wioski. Okazało się jednak, że nic nadzwyczajnego się nie stało. Przywitał ich pokasłujący Hans (w sumie to sporo osób miało kaszel), wysłuchał historii, a następnego dnia rano wyasygnował swojego syna, aby ten wziął łódkę i zabrał bohaterów na drugą stronę środkowego Stiru.

Tutaj fakap z mojej strony – jak niby Martin zabrał się na tą łódkę!

16. Podczas kolejnych dni podróży bohaterowie trafili po drodze na dwa zamki, ale ominęli je i ruszyli dalej wzdłuż rzeki.

17. Z naprzeciwka nadjechał poczet jakiegoś szlachetki – niejakiego Thomasa von Ebermunda. Jeden z jego pachołków nakazał bohaterom oddanie wszystkich zapasów pokarmu. Uzasadnienie? Są wieśniakami, więc muszą się słuchać. Sytuacja zrobiła się gęsta, kusze po obu stronach napięte.


I w ten sposób, jak za każdym razem ostatnio – zakończyliśmy cliffhangerem. Jak widać – działo się sporo, wystarczy wyruszyć za miasto i na każdym kroku czeka przygoda. Nie będzie wielkim spojlerem (w końcu to wynika z przyjętej metody), jeśli powiem, że  wszystko co działo się na sesji to odpowiednio zinterpretowane wyniki rzutów w tabelach. Wygląda całkiem spójnie, co nie?
Eksploracji ciąg dalszy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz