Diefenbach

Diefenbach

niedziela, 5 lipca 2015

Tour de Sylvania etap IV. Kupcy i kozacy. Dzieci Wittgendorfu odcinek 22.

Występują:
Dietmar (Tiamat) – człowiek, sierżant, ex-żołnierz, ex-upadły akolita Sigmara
Stefan (Reiner) – człowiek, zwiadowca, ex-przepatrywacz, ex-hiena cmentarna
Johann (Pablo) – człowiek, żołnierz, ex-złodziej
Rufus (Wiaderny) – niziołek, weteran, ex-żołnierz, ex-rzemieślnik (przez połączenie audiowizualne z dalekiego Albionu)

Czas: Pflugzeit – Erntezeit 2522

Miejsca: Messinghof, Jenzwalden i okolice.

I. Plotki i zahaczki.

1. Podobno gdzieś w sercu Lasu Łaknienia, bardzo daleko na zachód od Messinghof leży wioska niziołków, którzy zbiegli tam uciekając przed prześladowaniami.
2. Od kilku miesięcy po Sylvanii krążą Czarni Jeźdźcy dowodzeni przez kobietę o srebrnych włosach. Palą wioski nie zostawiając nikogo żywego.
3. Po incydencie z tajemniczym wymordowaniem kislewskiego oddziału na drodze pod Jenzwalden hrabina się wkurzyła i zajęła Jenzwalden. Władająca miastem rodzina von Kelpenstein przeszła na stronę hrabiny.

II. Miejsca.

Nic nowego

III. Wydarzenia.

1. Zaczęliśmy od dokończenia walki rozpoczętej poprzednim razem. Dietmar dołączył do zabawy i dzięki temu drużyna przeżyła. Tak jakby. Na początku było po staremu, czyli łucznicy prujący do bohaterów i konni szarżujący na zmianę. To się jednak szybko zmieniło, kiedy do imprezy dołączył kisewicki dowódca wraz z dwoma wcześniej spłoszonymi jeźdźcami. Zarządził zejście z koni i załatwienie sprawy dystansowo. Czyli nagle bohaterowie mieli przeciwko sobie ośmiu łuczników. Johann jechał na oparach, więc dziwnym nie jest, że jedna z salw ostatecznie położyła go na łopatki (punkt przeznaczenia, niestety). Stefan i Dietmar postanowili zaszarżować na łuczników, żeby związać ich walką i uniemożliwić ostrzał. Szczęśliwie dobiegli do wrogów. I zaczęła się gęsta walka w zwarciu. Stefan robił co mógł, ale nie dał rady trzem przeciwnikom i ostatecznie legł nieprzytomny (punkt przeznaczenia). Dietmar natomiast napierdalał młotem jak podupcony, zwijał się w unikach, lżył przodków (kislewskich, oczywiście) i robił co mógł, żeby pozostać przy życiu. Mimo gradu ciosów ostatecznie zajebał wszystkich, łącznie z dowódcą, Ostatni z jeźdźców próbował uciec, ale i jego sierżant dopędził.

2. Na polu walki zostało siedemnaście trupów, w tym trzy drużynowe. No, może nie do końca takie trupy. Dietmar podniósł wóz i zbadał stan Waldka – niestety, wierny rumak bohaterów złamał nogę bardzo paskudnie, a Dietmarowi nie wyszedł test Leczenia. Sierżant litościwie przeprowadził eutanazję. Do wozu zaprzęgnięty został jeden z kislewskich bachmatów. Oprócz tego, Dietmar schwytał jeszcze cztery konie, przepędził resztę, zabrał uprzęże, pozbierał monalizę drobną, a zabitego dowódcę pozbawił kosztowności, szabli i zbroi łuskowej, którą sam przywdział w miejsce sfatygowanej segmentaty.

3. Dietmar siadł na wóz wyładowany łupami i towarzyszami w stanie terminalnym i zawrócił do Jenzwalden. Na miejscu postanowił znaleźć lekarza, ale niestety okazało się, że najbliższy czynny lekarz mieszka w Messinghof. Sprzedał więc konie (za bandycką cenę, ale co było robić) i trochę drobnicy i ruszył dalej do Messinghof.

4. W międzyczasie bohaterowie wymyślili, że w razie jakby ktoś pytał, to będą opowiadać, że widzieli jak jakaś grupa bandytów napada kislewitów, a potem również ich, więc się bronili (czy jakoś tak, sorasy, nie pamiętam dokładnie, bo było to dość mocno kombinowane).

5. W drodze do Messinghof bohaterowie zatrzymali się ponownie w tej samej wiosce co poprzednio (no dobra, niech będzie – nazywa się Bergdorf). W nocy powstało jakieś zamieszanie, okazało się, że wokół wioski krąży kilkunastu czarnych jeźdźców, zaś przed bramą na czarnym koniu czeka kobieta o srebrnych włosach odziana zbroję płytową. Pojeździli trochę dookoła, nasiali paniki, ale ostatecznie odstąpili i pojechali w diabły. Dietmar pokazał, że nie od parady jest Sierżantem i poustawiał chłopów do obrony.

6. Drugiego dnia podróży bohaterowie spotkali biegnącego drogą spanikowanego młodzieńca. Dietmar zatrzymał go i wziął na spytki. Młodzieniec przedstawił się jako Edwin i był  w stanie powiedzieć tylko tyle, że na drodze czyha CHAOS! Dietmar poszedł sprawdzić sytuację zostawiając Edwina z rannymi towarzyszami (którzy zresztą z tego tytułu czynili mu wyrzuty, bo jakby Edwin chciał to by ich pozarzynał jak wieprze). No i faktycznie, młodzian miał rację. Droga na odcinku kilkudziesięciu metrów falowała jak podupcona, trawa i krzewy wiły się jak opętane, a na dokładkę dookoła biegało drzewo wymachując gałęziami. Dietmar postanowił, że jednak podejmie ryzyko i przejedzie na pełnym pędzie przez to pandemonium. Udało mu się namówić Edwina, żeby spróbował razem z nim. No i ruszyli. Było blisko, ale udało się, Martin (nowy koń, czyli jeden z kislewskich bachmatów zaadoptowany jako koń pociągowy) dzięki zasłoniętym oczom nie ogarniał co się dzieje, więc Dietmar bezpiecznie przedostał wszystkich na drugą stronę. Edwin okazał się być czeladnikiem bednarskim podróżującym z Jenzwalden do Messinghof na termin.

7. Udało się dotrzeć do Messinghof. Ponieważ wszyscy poza Dietmarem byli niedziałający, to na sierżanta spadły obowiązki zorganizowania wszystkich potrzebnych usług. Załatwił więc naprawę sprzętu, karczmę i przede wszystkim lekarza.

8. Lekarz (niejaki von Aschenberg) zainkasował górę kwitu i przystąpił do operowania trzech połamańców. Stefan i Rufus skorzystali na leczeniu, dzięki zabiegom okres ich rekonwalescencji skrócił się o mniej więcej połowę. Natomiast w wypadku Johanna… No cóż, koledze doktorowi skalpel się omsknął. Dość poważnie. Johann stracił kolejny punkt przeznaczenia i w dodatku dostał 10 tygodni przymusowego leżenia. Trochę słabo. (nieprawdopodobny pech na kościach).


9. W związku z tym, że Johann miał przed sobą trzy miesiące rekonwalescencji, trzeba było wykombinować kasę na życie, bo tej było na styk. Dietmar (a później również Stefan i Rufus) biegali więc po mieście próbując spylić różne fanty. Z różnym skutkiem, ale ostatecznie gotówki nie zabrakło. Bohaterowie chcieli nawet przez chwilę kupić dom w mieście, żeby oszczędzić na karczmie, ale ostatecznie sprzedawca się obraził i nic z tego nie wyszło.

10. Rufus optował za rozbiciem obozu pod miastem, żeby zaoszczędzić kwit. Chcąc pokazać jak radzić sobie w dziczy wybrał się na samotne polowanie. Skończyło się tym, że omal go ghule nie zjadły (chociaż odszczekiwał się dzielnie). Nic przy tym nie upolował.

Skończyliśmy na tym, że Johann w końcu wyzdrowiał, a przynajmniej wyzdrowiałby, gdyby Rufus nie zasadził mu na koniec gnadensztosa w postaci zjebanego testu leczenia. Nie martwcie się jednak – będzie żył.

Mapy nie ma, bo nic się względem poprzedniego razu nie zmieniło.

Ok, trzeba też ustalić pewne pryncypia. Musicie mi powiedzieć w co chcecie grać. Kiedy zaczynaliśmy Sylvanię zastrzegłem, że teraz nie ma żadnego scenariusza, robicie co chcecie, kiedy chcecie i gdzie chcecie. Ja tylko moderuję. Jak to wygląda w praktyce? Wrzucam zahaczki, ale je ignorujecie (poza Rufusem, który zainteresował się wioską niziołków). Nie mam problemu z tym, że nie idziecie ich śladem. Tylko, że sami z siebie nic nie proponujecie w zamian. Kiedy przychodzi do podejmowania decyzji zaczynacie zbyt ciężką rozkminę – dwie godziny (czasu rzeczywistego) rozważania co zrobić, przy czym ostatecznie wychodzi, że nie robicie nic, albo to, co byście zrobili bez żadnego zastanowienia. To nie jest żaden zarzut, tylko kwestia do ustalenia – czy chcecie dalej grać w ten sposób (tj. mieć pełną swobodę), czy może jednak wolicie wielką łapę z nieba pokazującą wielkim paluchem ‘tu jest quest’. A może potrzebujecie ostatecznego i wyraźnego potwierdzenia: nie ma żadnego wątku przewodniego. Nie ma żadnej ustalonej fabuły związanej z wojną hrabina vs rebelia, w której jest przewidziana rola dla Was. Możecie olać temat kompletnie, trochę zafiksowaliście się na tym zagadnieniu, podczas gdy Sylvania jest wielka i pełna innych wątków i tajemnic.

Tylko musicie się określić czego oczekujecie. 

2 komentarze:

  1. A może po prostu twoi gracze muszą mieć jasno wytyczony cel przez MG? Gracze są różni, poziom aktywności i pasywności też.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To możliwe. Dlatego dobrze by było jakby powiedzieli czego oczekują, zamiast przyklaskiwać bezrefleksyjnie każdej mojej propozycji.

      Usuń