Występują:
Dietmar (Tiamat) – człowiek, sierżant,
ex-żołnierz, ex-upadły akolita Sigmara
Stefan (Reiner) – człowiek, zwiadowca,
ex-przepatrywacz, ex-hiena cmentarna
Johann (Pablo) – człowiek, żołnierz,
ex-złodziej
Rufus (Wiaderny) – niziołek, weteran,
ex-żołnierz, ex-rzemieślnik (przez połączenie audiowizualne z dalekiego
Albionu)
Czas: Erntezeit –
Brauzeit 2522
Miejsca: Verbogenwald z
przyległościami.
I. Plotki i zahaczki.
1. Podobno gdzieś w
sercu Lasu Łaknienia, bardzo daleko na zachód od Messinghof leży osada elfów,
miasto prawie. Elfy strzegą, aby nikt się nie dowiedział o dokładnym położeniu
ich siedziby. Nikt żywy stamtąd nie wrócił.
2. Czy postać spotkana
w świątyni Khaina jest jednym z Czarnych Jeźdźców? Czy Czarni Jeźdzcy mają coś
wspólnego ze świątynią?
3. Kim są bliźniacy
uwolnieni ze świątyni Khaina?
II. Miejsca.
1. Nieznana z nazwy
wioska po drugiej stronie północnego Stiru, niedaleko na połudnowy zachód od
Messinghof (całkiem duża).
2. Menneldorf – dość
duża wioska na południowym brzegu północnego Stiru, zamieszkała przez twardych
ludzi lasu.
3. Starożytna świątynia
Khaina na północny wschód od Menneldorfu.
4. Niewielki zamek z
wioską na północnym brzegu środkowego Stiru.
5. Zamek na wyspie na
środkowym Stirze.
III. Wydarzenia.
1. Bohaterowie podjęli
decyzję, że wyruszą do Lasu Łaknienia w poszukiwaniu ukrytej tam wioski
chobołdów (znaczy, niziołków). Droga daleka, a nie można iść szlakiem przez
Waldenhof (z wiadomych przyczyn), zapadła więc decyzja aby pójść na południowy
zachód, wzdłuż biegu północnego Stiru i w ten sposób ominąć kłopotliwe
politycznie ziemie Hrabiny. Wymagało to dobrego przygotowania. Bohaterowie
puścili więc wszystko co nie było niezbędne, a uzyskaną gotowiznę przeznaczyli
na wyposażenie podróżne i zapasy. Sprzedali też wóz postanawiając zamienić
kislewskiego bachmata Martina w zwierzę juczne zamiast pociągowego. Johann
ciągle dochodził do siebie po ostatniej walce, było więc dość czasu, aby
wszystko załatwić.
2. Udało się wyruszyć.
Jak zwykle – padało. Bohaterowie poruszali się ostrożnie wzdłuż biegu rzeki.
Niedaleko za miastem, na drugim brzegu dostrzegli wioskę. Pomachali przyjaźnie,
ale nie spotkało się to z większą reakcją.
3. Pod koniec
pierwszego dnia podróży drużyna dotarła do sporej wsi Menneldorf. Mieszkańcy
trudnili się gospodarką leśną. Udało się przekonać potężnego trapera Hansa,
który pełnił rolę osoby do kontaktów z obcymi, do przechowania bohaterów przez
noc. Niestety – z zapasami w wiosce krucho, a zima idzie, więc na wikt nie
można było liczyć. Wieczorem wszyscy siedli przy ognisku i zaczęli przy flaszce
snuć opowieści. Szczególnie udzielał się Ijon – lokalny kapłan lokalnego boga
Zalmoxisa – boga dziczy i opiekuna leśników. Opowiedział nieco o swym bóstwie,
przeprowadził krótką dysputę teologiczną z Dietmarem, a zapytany o wioskę
chobołdów w Lesie Łaknienia stwierdził, że o tym nie słyszał, za to podobno w
tymże lesie siedzibę mają elfy.
Kredytsy
za pomysł wykorzystania trackich bóstw w Sylvanii wędrują oczywiście do
Smartfoxa.
4. Bohaterowie za dwie
flaszki zapewnili sobie transport przez rzekę następnego dnia. Ale plany się
zmieniły, kiedy usłyszeli od Hansa o tajemniczych ruinach świątynii leżących
jakieś 10 mil na północny wschód od wioski. Nikt nigdy nie miał na tyle odwagi,
żeby wejść głęboko do tego kompleksu, więc nie wiadomo w zasadzie co tam się
kryje. Oczęta im się zaświeciły i stwierdzili, że głupio byłoby taką okazję
przepuścić, zwłaszcza, że grubsza mamona się kończy, przydałoby się więc
dziabnąć jakiś skarb.
5. Udało się przekonać
Hansa do zaprowadzenia drużyny pod świątynię. Okazała się ona być sporą
piramidą schodkową położoną w środku lasu i obrośniętą roślinnością. Wyglądała
na nieużywaną od lat. Na samym szczycie znajdowały się podejrzane płaskorzeźby,
jakby demonów, czy innego plugastwa.
6. Przy świątynii
kręciła się tajemnicza postać w szarej szacie uważnie badająca kamienne mury.
Stefan zakradł się do niej i okazało się, że to jakaś starowinka. Przedstawiła
się jako Hilda i stwierdziła, że jest kapłanką Zalmoxisa z wioski Splutdorf
(kawałek na południowy wschód stąd) i że od wielu lat przychodzi w to miejsce i
próbuje się czegoś dowiedzieć o świątynii. Ale jest stara i boi się wejść
głebiej do środka. Bohaterowie próbowali ją przekonać, żeby poszła z nimi, ale
bezskutecznie. Babka stwierdziła, że poczeka sobie na zawnątrz i z chęcią
wysłucha co ciekawego udało się znaleźć w środku.
7. Drużyna zagłębiła
się w podziemia. Faktycznie, okazało się, że to świątynia, tyle że opuszczona
od wieków. Płaskorzeźby przedstawiające rytualne ofiary i ołtarz splamiony
krwią (zaschniętą bardzo dawno temu) nie pozostawiały wątpliwości co do
charakteru czczonego tu bóstwa. Obok ołtarza znajdowały się dwa posągi nagich
mężczyzn o bardzo zwiewnej budowie ciała. Niby jak ludzie, ale nie do końca.
8. Świątynia okazała
się mieć bardzo rozbudowane podziemia, bohaterowie spędzili więc sporo czasu na
ich eksploracji. Mieliśmy klasycznego lochotłuka.
9. Zaraz na początu
bohaterowie na chwilę cofnęli się do wyjścia i spotkali w przedsionku osobliwą
postać. Typ miał prawie dwa metry wzrostu, ale był bardzo drobnej budowy,
długie białe włosy, blada cera i pociągła twarz sprawiały dość nieludzkie
wrażenie. Opancerzony był w czarną kolczugę, uzbrojony w dwa miecze. Rozmowa z
nim (mówił z dziwnym akcentem) nie przyniosła specjalnych rezultatów, nie udało
się nawet dowiedzieć jak się nazywa. Ziom ostatecznie stwierdził, że zrobiło
się tu trochę zbyt tłoczno, więc on wychodzi (faktycznie, jak na opuszczoną
świątynię w środku lasu, to ruch jak w Nuln na Hauptstrasse). Przynajmniej
udało się uniknąć bijatyki. Kiedy tajemnicza postać zniknęła, Rufus wpadł na
to, że zawodnik bardzo mocno kojarzył mu się z kobietą o białych włosach
dowodzącą czarnymi jeźdźcami spotkanymi pod Bergdorfem. Niestety, nie udało się
go wyśledzić. Żeby nie dać się zajść od tyłu, drużyna przed wyruszeniem w głąb
kompleksu zostawiła Rufusa na straży przy wejściu.
10. Zwiedzanie podziemi
zajęło kupę czasu. Z ciekawszych rzeczy:
- Stefan prawie wpadł w
pułapkę, i cudem (czyli trzema dropsami) uniknął posiekania i podziurawienia
przez ostrza i kolce, które nagle! wsykoczyły ze ścian. Przynajmniej w nagrodę
wytargał z lochu wielką księgę zapisaną w nieznanym alfabecie (i napisaną
raczej nie atramentem, if you know what I mean). Dietmar oponował przed zabieraniem grymuaru, ale Stefan
się wziął i uparł.
- Drużyna znalazła
długą salę, w której znajdowały się nisze. W każdej niszy stała zasuszona
postać trzymająca miecz. Johann wyszarpnął miecz pierwszej z brzegu mumii i
okazało się, że zawodnicy wcale nie są aż tak zasuszeni. Starcie z czterema nie
do końca martwymi wojownikami było krótkie, lecz brutalne. Były chwile grozy,
bo Johann zasypany gradem ciosów nie dał rady i padł nieprzytomny z poważnym
krytykiem (a Johann nie ma już punktów przeznaczenia, przypominam). Całe
szczęście, Stefan w końcu miał szczęście rzucając na obrażenia przy strzelaniu
z kuszy i odstrzelił dwóch typów, a następnie opatrzył ciężko rannego
towarzysza. Ponadto osłabił trzeciego zioma co znacznie ułatwiło Dietmarowi
rozstrzygnięcie sytuacji na korzyść bohaterów. Zawodnicy byli diablo szybcy,
ale raczej niezbyt wytrzymali, Johann miał pecha, że znalazł się na pierwszej
linii ognia. MVP: Stefan, pomimo początkowego fakapu w postaci niezbornego
rzutu księgą.
- Na końcu sali
bohaterowie znaleźli złowrogi posąg czterorękiego demona.
11. Z ciężko rannym
Johannem bez pepeków trudno było kontynuować zwiedzanie. Bohaterowie meili
zamiar porzucić dalszą eksplorację, ale Hilda bardzo zainteresowała się tym, że
tak głęboko dotarli i zaoferowała, że może przebłagać Zalmoxisa, żeby pomógł
Johannowi, jeśli bohaterowie zgodzą się wrócić i zbadać swiątynię do końca. Tak
też się stało. Babka poprowadziła bohaterów do skały wykutej (a może uformowanej
naturalnie) w kształt pogodnej ludzkiej twarzy, gdzie odprawiła rytuał,
posmarowała nogę Johanna różnymi specyfikami i owinęła liśćmi. O dziwo –
pomogło. Johann aktywnie uczestniczył w rytuale, więc po jego zakończeniu
przeprosił uprzejmie Sigmara za kumanie się z pogańskim bożkami i obiecał roczny post alkoholowy, jeśli z tego
wyjdzie. Wyszedł, zatem – adios flaszko!
12. Bohaterowie
spędzili jeszcze kilka dni w Menneldorfie, oczekując aż Johann wróci do pełni
sił i ruszyli dalej badać lochy:
- Głęboko w podziemiach
trafili na wielką salę, w centrum której stał dziesięciometrowy posąg w dziwnym nakryciu głowy.
- Kiedy weszli do tej sali,
portal za nimi został zamknięty przez wielkie metalowe drzwi, zaś zza posągu
wyszedł wielki czarny skorpion i ruszył do ataku. Dietmar związał bestię walką
w zwarciu, podczas gdy reszta prażyła ze wszystkiego co mieli pod ręką.
Pajęczak był twardy, ale Dietmar był jeszcze twardszy i wkrótce chitynowe
truchło legło na posadzce. Powstał tylko problem – jak teraz wyjść z sali?
Stefan zbadał dokładnie całe pomieszczenie, łącznie z leżem skorpiona i
krużgankami biegnącymi wzdłuż trzech ścian (jakby miejsca dla widzów), ale nic
nie znalazł. W końcu jednak (jeśli dobrze pamiętam) Stefan wymyślił, żeby
przeszukać zewłok bestii. Dietmar i Johann urobili się po łokcie kawałkując
zwłoki, ale opłaciło się, bo Stefan znalazł w środku coś w rodzaju
zdeformowanego klucza z rubinem. Dotknięcie drzwi pozwoliło je otworzyć i wyjść
z tego przeklętego miejsca.
- W najgłębszych
czeluściach podziemi, poniżej poziomu kanałów, po spuszczeniu się na linie w
głęboką studnię, bohaterowie znaleźli dwóch niemal identycznych wychudłych starców
przykutych łańcuchami do ścian. Nie byli w stanie powiedzieć niczego o sobie
(na wszystkie pytania odpowiadali nie
wiem), jedyne co wiedzieli, to że miejsce, w którym się znajdują to
świątynia Khaina (nikomu z drużyny, ani z dotychczas spotkanych enpeców ta
nazwa nic nie powiedziała) – boga mordu, którego jednym z symboli jest skorpion oraz: że są braćmi (dziwnym nie jest, widać to było na pierwszy rzut oka).
- Bohaterowie trafili
na schody zalane mętną wodą, zrezygnowali z nurkowania – to jedyna część
kompleksu, której nie zbadali.
13. Spenetrowawszy
prawie wszystko co do spenetrowania było (i pozostawiwszy uwięzionych starców
na miejscu) drużyna wróciła na powierzchnię zdać relację Hildzie. Ta nie za
bardzo wiedziała co o tym wszystkim myśleć, poprosiła więc o przyprowadzenie
dziodów. Bohaterowie najpierw sprowadzili jednego, a kiedy i babce nic nie
udało się z niego wyciągnąć (bohaterowie mieli przez chwilę podejrzenie, że być
może Hilda jest zaginioną trzecią bliźniaczką) – drugiego. Bracia padli sobie w
ramiona, ale nie zwiększyło to ich stanu wiedzy. Coś tam kojarzyli z faktu
istnienia Imperium, ale zapytani o aktualnie rządzącego cesarza wspomnieli o
Ludwiku Otyłym. Hilda była bardzo całą sytuacją skofundowana i przyznała, że
spodziewała się raczej, że zbadanie świątynii przyniesie odpowiedzi, a nie
jedynie więcej pytań.
14. Ponieważ było za
późno, żeby wracać do wioski, drużyna rozbiła obóz. Dziody z lochu wydawały się
podejrzane, więc zawodnicy zostali przywiązani do drzew w bezpiecznej
odległości od siebie. Niezbyt to pomogło. Rufus podczas pełnienia warty
spostrzegł nagle, że bracia zaczynają coś mamrotać. Zanim zdążył krzyknąć padł
jak rażony piorunem, bo wydawało mu się, że atakuje go całe stado demonów.
Biedak stracił przytomność. Rano po braciach zostały jedynie więzy wyglądające
jak przegryzione.
15. W strachu o los
Menneldorfu (wszak została tam księga wyniesiona z podziemi, a przecież bliźniacy
mogli chcieć ją zdobyć!) drużyna czym prędzej powróciła do wioski. Okazało się
jednak, że nic nadzwyczajnego się nie stało. Przywitał ich pokasłujący Hans (w
sumie to sporo osób miało kaszel), wysłuchał historii, a następnego dnia rano
wyasygnował swojego syna, aby ten wziął łódkę i zabrał bohaterów na drugą
stronę środkowego Stiru.
Tutaj
fakap z mojej strony – jak niby Martin zabrał się na tą łódkę!
16. Podczas kolejnych
dni podróży bohaterowie trafili po drodze na dwa zamki, ale ominęli je i
ruszyli dalej wzdłuż rzeki.
17. Z naprzeciwka
nadjechał poczet jakiegoś szlachetki – niejakiego Thomasa von Ebermunda. Jeden
z jego pachołków nakazał bohaterom oddanie wszystkich zapasów pokarmu.
Uzasadnienie? Są wieśniakami, więc muszą się słuchać. Sytuacja zrobiła się
gęsta, kusze po obu stronach napięte.
I
w ten sposób, jak za każdym razem ostatnio – zakończyliśmy cliffhangerem. Jak
widać – działo się sporo, wystarczy wyruszyć za miasto i na każdym kroku czeka
przygoda. Nie będzie wielkim spojlerem (w końcu to wynika z przyjętej metody),
jeśli powiem, że wszystko co działo się
na sesji to odpowiednio zinterpretowane wyniki rzutów w tabelach. Wygląda
całkiem spójnie, co nie?
Eksploracji ciąg dalszy |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz