Diefenbach

Diefenbach

poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Upadek Lemurii. Odcinki 14 i 15. Demony i dyplomacja. Finał sezonu!


Kolejne dwa odcinki przygód w Lagasz i okolicach. Po dłuższej przerwie i znowu w pakiecie, bo wydarzeń wymagających opisu było niewiele, większość obu sesji upłynęła na rozmowach i rozkminach. Dlaczego tak się stało? Bo postanowiliśmy zakończyć pewien etap kampanii. Nazwaliśmy to sobie pierwszym sezonem. Niektóre wątki dociągnęliśmy do końca, tak aby zamknąć pewną całość. Wyszło bardzo odmiennie od wcześniejszych przygód, ale jednocześnie bardzo satysfakcjonująco. Eksploracji było niewiele, za to dużo dyplomacji i dyskusji.

Wystąpili:

Izdubar (Michał), kapłan boga Abakusa na misji ewangelizacyjnej, były stajenny, niebyt silny, niezbyt zręczny, niezbyt bystry (i na tym lista jego „niezbytów” się nie kończy), dotknięty klątwą zmiennokształtności, poszukuje legendarnego mechanizmu liczącego Abakusa
C 3, STR 7, DEX 9, CON 10, INT 7, WIS 12, CHA 8, HP 13, AC 3

Oren (Kuba Drugi), początkujący i obiecujący akolita Abakusa o ciężkiej ręce
C 1, STR 14, DEX 12, CON13, INT 10, WIS 15, CHA 12, HP 7, AC 3

Laziq (Szycha), pierwszy do bitki wojownik z północy
F 1, STR 11, DEX 6, CON 15, INT 9, WIS 13, CHA 13, HP 9, AC 5

Laszlo (Łukasz), pochodzący z północy trzeźwo myślący (znaczy - skąpy i pazerny) akolita Abakusa
C 1, STR 11, DEX 13, CON 13, INT 8, WIS 15, CHA 9, HP 7, AC 2

Jóseff (Żuk), początkujący, choć stosunkowo potężny czarownik z północy, twórca zabawek w pościgu za zbiegłą lalką
M-U 1, STR 11, DEX 11, CON 16, INT 16, WIS 13, CHA 7, HP 6, AC 9, SP 3

I. Plotki.
Nie będzie już żadnych plotek.

II. Miejsca.
Lagasz.

III. Wydarzenia.

Do Lagasz przybyli nowi wyznawcy Abakusa. Pochodzący z północy Laszlo i Lazik (oraz wątpiący Jóseff, który z nimi podróżował) skierowali swe kroki do świątyni, ale ku swemu zaskoczeniu, zastali tam zgliszcza. Robotnicy pracujący nad odgruzowaniem (wynajęci onegdaj przez Izdubara) przekazali im znalezioną w ruinach glinianą tabliczkę (podrzuconą w nocy, poprzedniego dnia jej tam nie było) wzywającą do spotkania na neutralnym gruncie, podpisaną jako „Król Szczurów”.

Nowa ekipa popytała tu i ówdzie i w końcu trafiła do Izdubara, który wspólnie z Orenem obserwował ruiny gospody, gdzie miała się znajdować kryjówka kultystów Erry. Do Izdubara przyszedł również posłaniec, wzywający do spotkania z Enungim, łącznikiem w kontaktach z Marilith. Ekipa udała się na miejsce, wyraźnie zdenerwowany ziomek zaproponował odwiedziny w siedzibie Marilith. Nasi zawodnicy zgodzili się, ale najpierw udali się do łaźni, nie chcąc znowu wyjść na meneli.

Enungi doprowadził ich do położonej w slamsach dużej gospody. Wnętrze było zdemolowane, pełne plam krwi i nadpalone (szczególnie podłoga i sufit). Marilith opowiedziała o nocnym ataku - jej siedziba została napadnięta przez humanoidalne szczury. Ponieważ Izdubar wie, gdzie mieści się ich siedziba to może pomóc Marilith w spuszczeniu im odwetowego łomotu. W zamian może spełnić jedno życzenie. Izdubar zapytał od razu o możliwość zdobycia oryginalnego mechanizmu liczącego Abakusa - Marilith nie wiedziała, gdzie się on znajduje, ale mogła spróbować to ustalić.

Ekipa stwierdziła, że należy zastanowić się nad propozycją, a w międzyczasie można również pogadać ze szczurami - raczej oczywiste, że ich nagła chęć współpracy bezpośrednio związana jest z atakiem na siedzibę Marilith. Umówili się z Królem na świt kolejnego dnia w ruinach świątyni Abakusa.

Na początek spotkania Izdubar dostał prezent jako gest dobrej woli - szczury zwróciły mu stalową buławę zabraną Takurtum. Król Szczurów wyjaśnił, że mieli z Marilith nieporozumienie, a ona wezwała do pomocy wielkiego demona ze skrzydłami z ognia i płonącym biczem. Odradza więc Izdubarowi paktowanie z nią, bo to żadna anielica, tylko wręcz przeciwnie - demon z piekła rodem! Król zaproponował wzajemne puszczenie w niepamięć dawnych krzywd i odnowienie sojuszu. Jako reparacje za zniszczenie świątyni i śmierć Takurtum szczury zaproponowały zwrot zbroi kapłanki i wypłatę grzywny w wysokości 2000 min. Dodatkowo, Król Szczurów mógł zdradzić gdzie znajduje się mechanizm Abakusa - jego zwiadowcy znaleźli go niedawno. Izdubar poprosił o czas do namysłu.

A było nad czym myśleć, ekipa przeprowadziła długą dyskusję. Chociaż raczej od początku dominowała jedna opcja - sojusz ze Szczurami. Król obiecał w końcu bez szemrania wskazanie miejsca spoczynku mechanizmu, zamiast mglistej zapowiedzi sprawdzenia tematu. A poza tym - demoniczna natura Marilith jakoś pasowała wszystkim do pełnego obrazu. Niemniej jednak - postanowili temat sprawdzić dokładniej.

Zorganizowali więc spotkanie z Enungim, podczas którego Izdubar sprawdził jego charakter. Okazał się być związany z Chaosem! Enungi przestraszył się gorejącego wzroku kapłana i dał nogę. No to chyba wszystko było jasne. Przecież anielica nie zatrudniłaby chaotycznego sługi, prawda?

Ekipa zdecydowała zatem o odnowieniu sojuszu ze szczurami. Sporządzono odpowiednie gliniane tabliczki, obie strony złożyły podpisy i pieczęcie. Izdubarowi zwrócono ciężką zbroję, jaka została po Takurtum (oczywiście natychmiast się w nią odział), szczury wypłaciły też umówioną grzywnę. Król zobowiązał się też, że doprowadzi Izdubara do krypty z gładkiego kamienia, gdzie spoczywa mechanizm Abakusa.

Ekipa wzięła otrzymane złoto i natychmiast ruszyła do świątyni Isztar. Dogadali się z kapłanami i wkrótce odprawiono rytuał. Kamael i Skaaag wrócili do świata żywych.

Potrzebne były jednak dwa tygodnie aż wskrzeszeni dojdą do siebie i będą mogli kontynuować przygody. Ekipa spodziewała się reperkusji ze strony Marilith, zatem zmienili miejsce noclegu - usadowili się w pobliżu (prawie już uprzątniętych) ruin świątyni Abakusa, tak aby mieć je na oku, ale jednak samemu pozostawać w miarę niezauważonym.

O zachodzie słońca w miejscu dawnej świątyni pojawiła się Marilith. Była ubrana dużo skromniej niż do tej pory, nie chciała się rzucać w oczy. Oren podjął się podkradnięcia do niej i obadania tematu, ale został dostrzeżony. Marilith chciała rozmawiać z Izdubarem, ale Oren dla bezpieczeństwa nie zdradził, gdzie kapłan się aktualnie znajduje. Kobieta zapowiedziała więc, że o świcie pojawi się w tym samym miejscu i chciałaby się rozmówić z kapłanem. Po tych słowach odeszła.

Do późna w nocy trwały rozmowy. Ostatecznie postanowiono spotkać się z Marilith. Wszyscy stawili się o świcie w ruinach świątyni. Ekipa nadeszła z jednego końca, Marilith z drugiego. Zadął wiatr wzbijając tuman pyłu. Marilith chciała, aby Izdubar, skoro nie chce wejść w sojusz, chociaż podał jej położenie siedziby szczurów. Oczywiście nie za darmo. Kapłan jednak z góry odmówił, nie chciał nawet wysłuchać propozycji. Zawiedziona Marilith odeszła i rozpłynęła się w jednej z bocznych uliczek. Na odchodne powiedziała jeszcze, że jeśli Izdubar się rozmyśli to czeka do zachodu słońca, nie dłużej.

Wcześniej ekipa stwierdziła, że ma do czynienia z iluzją (brak cienia i charakterystycznego zapachu perfum). Oren dostrzegł zaś, że zza kupy gruzu całą sytuację obserwował bystry szczur. Podzielił się tym z ekipą, Izdubar postanowił dać gryzoniowi jakiś smakołyk. Potem po okruchach na wąsach poznali, że szczur ich śledzi również po opuszczeniu ruin.

Uznając, że temat z Marilith został zakończony ekipa rozdzieliła się. Izdubar został w ruinach aby nadzorować pracę robotników, którzy wkrótce przyszli kontynuować odgruzowanie. Oren wziął Plusa i Minusa - Ogary Abakusa i poszedł pobawić się z nimi za miastem. Jóseff i Laziq mieli nieco bardziej złożone plany. Czarownik z północy postanowił zbadać co kryje się w ruinach gospody pod Dmącą Chmurą, gdzie rzekomo miała się znajdować świątynia kultu Erra. Odnalazł zagruzowane wejście do podziemi, zlazł tam, ale znalazłwszy się w regularnym lochu odstąpił, nie chcąc ryzykować.

Poniższe akapity, mówiące o tym co działo się z Lazikiem zarotowałem na prośbę graczy, którzy chcieliby, żeby zostało to zachowane w tajemnicy. Trochę wybiegam tam w przyszłość, część opisanych wydarzeń miała miejsce już po rozstrzygnięciu losów reszty ekipy.

Ynmvd glzpmnfrz cbfgnabjvł mntenć an jłnfaą eęxę. Hqnł fvę qb Rahavrtb v cbcebfvł b fcbgxnavr m Znevyvgu. Zhfvnł pujvyę cbpmrxnć, ob xvrebjavpmxn nxheng tqmvrś jlfmłn, nyr j xbńph fvę qbpmrxnł v mbfgnł mncebjnqmbal qb qmvryavpl, tqmvr zvrśpv fvę wrw fvrqmvon. Cb qebqmr wrqanx mbfgnł cbwznal cemrm xvyxh onaqmvbeój, xgóeml mjvąmnyv tb v mnemhpvyv xncghe an tłbję. Anfgęcavr mnoenyv tb j oyvżrw avrbxerśybar zvrwfpr, tqmvr cbwnjvłn fvę j xbńph Znevyvgu. Mncebcbabjnłn, żr j mnzvna mn mqenqmravr cbłbżravn fvrqmvol fmpmheój zbżr mnbsrebjnć fgnabjvfxb wrw cbehpmavxn, hqmvnł j łhcnpu v vaar ncnanżr. Ynmvd qbfgnł pmnf qb mnfgnabjvravn, j xncghemr v cbq fgenżą.

Cb gehqalz qb bxerśyravn pmnfvr Znevyvgu jeópvłn. Jbwbjavx m cółabpl whż zvnł tbgbją bqcbjvrqź, avr cbpmrxnł anjrg an gb, żr Znevyvgu cbjvrqmvnłn zh, żr wrtb gbjnemlfmr tb mqenqmvyv. Mtbqmvł fvę an jfmlfgxb. Mncebcbabjnł grż qbqngxbjr xbemlśpv, b punenxgremr bfbovfglz. Mbfgnł jlpvątavęgl m pvrzavpl v bqqnal qb xącvryv. J genxpvr, xvrql fvę zbpmlł, j łnźav cbwnjvłn fvę fnzn Znevyvgu j mjvrjarw fmnpvr...

Xvrql cemlfmłn cben, Ynmvd mncebjnqmvł rxvcę qb ehva, cbxnmnł xbelgnem, ebmtvęgą xengę, mrwśpvr avżrw, xbelgnem v oenzę qb Xeóyrfgjn Fmpmheój.

Wracamy do reszty - kiedy jeszcze nie było wiadomo jak skończy się historia Lazika, ekipa spotkała się w swoim lokalu z widokiem na ruiny, a w zasadzie uprzątnięty plac, w miejscu, gdzie była świątynia Abakusa. Dostrzegli, że znowu pojawiła się tam Marilith. Tym razem rozmowa była krótka. Kobieta bez ogródek powiedziała, że pojmała ich towarzysza i jeśli nie zdradzą położenia siedziby szczurów, to stanie mu się coś niedobrego. Dała im czas do namysłu do świtu. Izdubar, stwierdziwszy, że tym razem to ona we własnej osobie, a nie iluzja sprawdził jej charakter. Ku zaskoczeniu nikogo - Chaos.

Ponownie do nocy trwały rozmowy z nieśmiertelnym pytaniem „co robić?”. Ostatecznie postanowiono - Izdubar sam wybierze się na spotkanie z Marilith, Oren i Jóseff zaś złapią statek do Lemurii. Ostatecznie jednak postanowili zaczekać na wynik konfrontacji, schowani jednak w bezpiecznej odległości. Izdubar twardo przekazał, że nie będzie ulegał szantażom. Jeśli coś stanie się Lazikowi, to będzie to wyłączna wina Marilith i on nie ponosi za to moralnej odpowiedzialności. Rozstali się jako wrogowie.

Izdubar postanowił zostać w Lagasz i podjąć dzieło odbudowy kultu Abakusa. Oren i Jóseff pożegnali się z nim i pobiegli na statek. Popłynęli ku nowej przygodzie.

IV. Komentarz z drugiej strony zasłonki.

Dwie ostatnie sesje nie wyglądały tak jak wszystkie poprzednie - element losowy sprowadziliśmy do minimum, skupiając się na rozegraniu narracyjnym rozpoczętych wątków. Nie dokładałem już żadnych losowych spotkań, plotek ani randomowych wątków. Oczywiście wszystko w ramach kończenia sezonu.

Co nie znaczy, że realizowaliśmy jakikolwiek scenariusz. Wszystkie wydarzenia zaistniały organicznie na sesji, ich wynik był ustalony dyskusją, suwakiem, rzutami na reakcję i analizowaniem wartości atrybutów postaci. Wielką frajdę sprawiło mi kombinowanie jak zażyć graczy z mańki korzystając dosyć ograniczonych i mało imponujących zdolności Marilith (pomijając jej zdolności destrukcyjne, tych nie chciałem uruchamiać, zakładając, że chce się ona pobawić ludzikami).

Większość sesji upłynęła na rozkminach, analizowaniu sytuacji i wymyślaniu potencjalnych rozwiązań. W przeciwieństwie do reszty kampanii - nie było żadnej walki. Pomimo tego - wszyscy byli usatysfakcjonowani.

Nie stosuję akcji typu „część drużyny wychodzi do drugiego pokoju, żeby nie wiedzieli co się dzieje z resztą”, tutaj zrobiłem wyjątek, bo mieliśmy takie możliwości logistyczne - kiedy gadałem z Szychą, reszta poszła po piwo/na fajkę/do klopa, rach-ciach, w 10 minut uwinęliśmy się z tematem. Reszta ekipy nie wiedziała co się stało z Lazikiem i na ich prośbę skonstruowałem wpis w ten sposób, żeby mogli nadal pozostać w niewiedzy.

Szycha i Łukasz odgrywali swoje zapasowe postacie, Skaaag i Kamael po wskrzeszeniu musieli jeszcze odpoczywać.

W ten sposób zakończyliśmy pierwszy sezon. Tę część kampanii podsumuję w osobnym wpisie, tam również przedstawię plany na przyszłość.

Do boju!

V. Post-credit scene

Izdubar siedział przy biurku i pracowicie kreślił plany nowej świątyni. Była późna noc. W pewnej chwili poczuł się dziwnie. Zaczął go skręcać jakiś wewnętrzny ból. Spojrzał na swoje ręce - zaczęły się gwałtownie pokrywać prążkowanym futrem. Wkrótce tak samo stało się z twarzą.

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Bursztynowy Szczyt. Odcinek 10. Łbami do ziemi.


For summary in English scroll down.

Po dłuższej przerwie (nie powiódł mi się Save vs Disease i leżałem zmorzony grypą) wracamy do krainy Koban. Kolejne dwie wyprawy do lochu, udaje się dotrzeć na niższe poziomy, ale to pierwsza kondygnacja okazuje się być najniebezpieczniejsza...

Wystąpili:

Aleksander (SB), utalentowany magicznie Weteran, namawiany przez (nieżyjącego) brata do zostania pełnoetatowym magiem
F-M 1, STR 12, INT 15, WIS 11, DEX 14, CON 10, CHA 11, HP 3, AC 2

Aggeusz (KK), Diakon Ateny, silny i wyględny, za to łamaga, były górnik
C 1, STR 13, INT 9, WIS 11, DEX 5, CON 11, CHA 14, HP 2, AC 2

Zenon (KS, główna postać), bystry Przywoływacz z Tanais, oszpecony wielkim znamieniem na twarzy, wypalonym mu za rabowanie grobów, poszukujący swego zaginionego mistrza Arystotelesa, niedawno odczarowany z kamienia
M-U 3, STR 10, INT 15, WIS 12, DEX 12, CON 8, CHA 7, AC 9, HP 6, SP 2

Pluto (KS, postać zapasowa), pochodzący z Wielkiego Stepu Wróżbita - entomolog, mało obrotny społecznie, za to silny jak tur, również dawny uczeń Arystotelesa, Weteran wielu starć drużyny
F-M 1/M-U 2, STR 17, INT 12, WIS 12, DEX 8, CON 13, CHA 7, AC 9, HP 5, SP 2

Wraz z dotychczasowymi przybocznymi:
Damianos (F-M 1, STR 7, CON 10, INT 15, DEX 7, HP 5)
Davos (F-W 1, STR 8, CON 6, INT 9, DEX 13, HP 4)

I nowym zaciągiem wyjątkowo bystrych najemników:
Ferres (F-M 1, STR 13, INT 10, CON 13, DEX 4, HP 6)
Herofila (F-W 1, STR 7, INT 10, CON 8, DEX 9, HP 3)
Telema (F-W 1, STR 14, INT 18, CON 13, DEX 8, HP 5)
Anteus (F-M 1, STR 10, INT 15, CON 11, DEX 9, HP 7)
Erubates (zwany Ewrybadesem, F-M 1, STR 6, INT 15, CON 8, DEX 9, HP 7)
Imulius (F-M 1, STR 15, INT 10, CON 8, DEX 15, HP 2)


I. Wydarzenia.

Ekipa po zdziesiątkowaniu, które miało miejsce ostatnio została uzupełniona - w miejsce poległego Ozeasza dołączył Aggeusz - kolejny diakon z kościoła Ateny. Przysposobiono również nowy oddział najemników - szóstka zbrojnych kosztowała więcej niż zwykle (fama o wysokiej śmiertelności zdążyła się roznieść). Najemnicy tłumnie zjechali do Kepoi ściągnięci wieściami o nagrodzie wyznaczonej przez Syntagmatarchę - oferował 50 złotych lun za głowę każdego zabitego trupojada. A nagroda była z kolei efektem próby opanowania sytuacji w lochach: dwa oddziały gwardzistów, z polecenia Syntagmatarchy, weszły do lochów sprawdzić plotki o nieumarłych czyhających w mroku. Doszło tam do starcia z trupojadami - gwardziści stracili sporo ludzi, dowódca fortu kazał więc zapieczętować ponownie wejścia i wyznaczył nagrodę nie chcąc narażać własnych żołnierzy.

Homer tymczasem zaszył się w przyświątynnej bibliotece szukając dalszych wskazówek co do swojej magicznej skrzynki.

Ekipa w uzupełnionym składzie ruszyła w loch z planem otwarcia mosiężnych drzwi w sali z zagadkami (lub bliźniaczych drzwi po drugiej stronie, prawdopodobnie prowadzących do tego samego pomieszczenia). Dotarli do nich bez przeszkód, po drodze nabrali cały antałek „wody świecenia” ze źródła w korytarzu.

Stanęli przed wrotami, Zenon odczytał zaklęcie otwarcia ze zwoju otrzymanego od Uczonej Berenike. Drzwi drgnęły i otworzyły się przed drużyną. Za nimi znajdowała się okrągła komnata, drugie identyczne drzwi (prowadzące na sto pro do sali z zagadkami) i schody prowadzące w dół. Lekko zawiedziona ekipa (spodziewali się wielkiego skarbu) ruszyła w głąb lochu, zostawiając na górze jednego najemnika z mułami.

Zeszli całkiem głęboko, schody skończyły się wejściem do sporej sali. W niej znajdowały się schody w górę (naprzeciwko tych, którymi przyszli), podwójne mosiężne wrota z płaskorzeźbami przedstawiającymi kryjące się w zaroślach psowate i stosunkowo cienka ściana, za którą, jak podejrzewano mieści się tajna komnata. Drużyna zaczęła od tejże rzekomo tajnej komnaty. Zaczęli rozkuwać ścianę, ale okazało się, że da się ją również przesunąć po prowadnicach w podłodze. Za nią spotkali jedenaście wielkich waranów - nie były agresywne, ale nasze asy je zaatakowały i wyrżnęły. Dwóch najemników zostało oślepionych kwasem, którym pluły jaszczury, ale chwilę po walce wzrok im wrócił.

W sali znaleźli dwoje drzwi, jedne prowadzące na wschód, drugie na zachód oraz sarkofagi o rzeźbionych wiekach przedstawiających humanoidalnych jaszczurzych wojowników. Ekipa bez wahania zbezcześciła groby - nie znaleźli nic ciekawego poza szkieletami jaszczuroludzi i pordzewiałą bronią (zabrali jako wota do swojej domowej kapliczki Ateny).

Ruszyli na wschód. Za drzwiami był korytarz, kończący się kolejnymi drzwiami. Nie zdążyli ich otworzyć, kiedy z głównej sali dobiegły ich ciężkie kroki. Czekali w napięciu, aż z mroku wyłoniła się postać - dwuipółmetrowa, masywnie zbudowana kobieta, o całkiem atrakcyjnej twarzy. Zenon szczęśliwie znał język obbolów (bo tak nazywają się te olbrzymy), porozumieli się więc - Klotylda szukała wyjścia z lochu, trafiła tu - podobnie jak poprzedni podróżnicy - przez lochy w Naissus. Ekipa zobowiązała się ją wyprowadzić na powierzchnię i pokierować z powrotem do miasta. Przy okazji Klotylda powiedziała, że Klątwa Delty dotyczy tylko słabowitych małych ludzi, obbolowie są na nią odporni.

Bez przygód udało się wyjść na powierzchnię. Doszło do pewnej scysji ze strażnikami przy bramie (dziwnym nie jest, przestraszyli się Klotyldy), ale udało się załagodzić sytuację i olbrzymka ruszyła do domu.

Drużyna korzystając z pobytu na powierzchni załatwiła kilka spraw. Udali się do alchemika Filemona, który kupił od nich antałek wody świecenia i wziął gruczoły jadowe waranów, obiecując oddać ekipie połowę eliksirów, które z nich wykona. Zenon rozmówił się również z Zaklinaczem Hipostasem Zielonym - dał mu nieco wody z lochu w celach badawczych. W międzyczasie gotowe do odbioru były ogary bojowe zamówione wcześniej. Ekipa napoiła je resztą wody i, zgodnie z oczekiwaniami, psiaki zaczęły świecić, służąc odtąd za źródło światła w lochu.

Uzupełnili wyposażenie i postanowili zbadać białe plamy na mapie pierwszego poziomu lochu. Bez przeszkód dotarli do pierwszych niezbadanych drzwi. Za nimi była komnata oświetlona żarzącymi się węglami. Na posadzce siedziała siódemka zakutych w pancerze wojowników i wojowniczek. Jeden z nich wyróżniał się wyraźnie przez czerwonawy kolor zbroi i rogaty hełm. Przedstawił sie jako Astynaks. Cała hałastra pochodziła z Anostos (to już kolejne miasto na liście tych, z których można się przenieść do lochu pod Kepoi). Rozmowa od początku się nie kleiła (Astynaks przemawiał po chaotycznemu), więc skończyło się bijatyką - wszyscy napastnicy poza kierownikiem zostali uśpieni, ale Astynaks ruszył dziarsko do walki wymachując swoim dwuręcznym mieczem. Był sam, ale radził sobie znakomicie, pomimo podgryzania przez oba ogary. Pod jego ciosami formacja drużyny zaczęła się chwiać. Poległ Aleksander, wkrótce jego śladami poszedł Anteus. Z dalszych szeregów poleciały flaszki z oliwą, ale trzy z rzędu nie rozbiły się pomimo trafienia w napastnika. Kolejne za to rozbiły się na pierwszym szeregu drużyny powodując popłoch. Ogarnięta płomieniami Herofila padła, reszta spanikowała i już zaczynała się bezładna ucieczka przed straszliwym przeciwnikiem. Jednak w ostatniej chwili Aggeusz swoim dwuręcznym cepem zdzielił zawodnika przez łeb kładąc go na deski.

Zebrano poległych i wyniesiono ich na powierzchnię. Największą zdobyczą wyprawy było sześć nowiuśkich płytówek. No i jedna lekko prześmigana.


II. Komentarz z drugiej strony zasłonki.

Ekipa jest mocno nastawiona na walkę. Powodem jest oczywiście sposób przyznawania doświadczenia w OD&D - na pierwszych poziomach doświadczenia exp za walkę jest bardzo znaczący. Ale, żeby korzystać z tych konfitur trzeba walkę przetrwać - jak do tej pory przemiał postaci jest spory, trzymają się jedynie stojący z tyłu magowie. Od tej sesji podniosłem też ceny najemników, fama o niskiej przeżywalności już się rozniosła.

Starcie gwardzistów z trupojadami rozegrałem poza sesją na CM. Jak to wpłynęło na setting ustaliłem z kolei interpretując odpowiednio rzuty na reakcję. Fakt zejścia strażników do lochu był sygnalizowany kilkukrotnie wcześniej, było to jeszcze pokłosie starcia ze Zmorami na ulicach miasta.

Kiedy drużyna zostawiła najemnika z mułami na wyższym poziomie lochu, to rzetelnie rzucałem na spotkania losowe również dla niego. Miał szczęście.

Jak zauważyli spostrzegawczy czytelnicy Pluto zmienił klasę. Dzięki ogromnej sile mógł zostać Weteranem, zgodnie z regułą z Men & Magic (str. 10). OD&D nie precyzuje na czym dokładnie polega zmiana klasy, uznałem, że zastosujemy zasady analogiczne do elfa, czyli gracz na początku „przygody” decyduje jako kto PC działa. W tej klasie zdobywa doświadczenie, ale nie przeszkadza mu to w korzystaniu ze zdolności drugiej klasy (chociaż oczywiście nie może rzucać czarów M-U w pancerzu, to jest zarezerwowane dla elfa).

Kolejny odcinek dopiero po majówce. Raportu spodziewajcie się w połowie maja.

Do boju!


Amberpeak. Episode 10.

Summary:

The Party:
Alexander, the Veteran;
Aggeus, the Acolyte;
Zeno, the Conjurer;
Pluto, the Veteran/Seer

After the massacre in previous episode a new Acolyte joined the party. They also hired six new retainers (they demanded more money, the party became notorious for high demise rate). They also learned that there is a 50 gp bounty for each killed corpseater - soldiers delved into the dungeon and fought these creature, many men were lost and the commander wants to cleanse the dungeon (I played this delve on my own using Chainmail).

The party finally decided to use the Knock scroll acquired from Berenice. They delved into the dungeon and first got a barrel full of “water of glare” (which causes living creatures to glow in the dark) from a fountain. Then they used the scroll and opened the double brass door. Behind there was a stairway down. They marched into the dark.

On the lower level they found a double door sculpted in the shape of some canines hiding in a bush and another stairway, this time up. After some investigation they also found a secret door. Behind, they vanquished  a group of eleven acid spitting varanides and found four sarcophagi with lizard-men warrior remains.

The party opened another door, but soon the exploration was interrupted by a female obbol (a kind of giant) who was lost in the dungeons of Naissus and wandered to Kepoi, like many before her. The party agreed to escort her to the surface and then directed her back to Naissus.

The party decided to visit some NPCs. They sold most of the water of glare to Philemon the Alchemist. He also took venom glands of the defeated monitors and promised to brew some potions out of them. Zeno also talked to Hipostas the Enchanter, who promised to investigate the water. Finally, two hounds which were ordered some time ago were at last delivered. PCs watered them with the magical liquid and the doggos started to glow, effectively serving as lanterns.

After resupplying they delved into the dungeon once more. This time the players decided to explore blank spots on level one. They encountered a group of seven iron-clad warriors from Anostos (another mysterious city) and surprisingly to no one it ended up in a brawl. All warriors were put to sleep by Zeno’s spell except for their leader, who attacked furiously and killed Alexander and Anteus. Another retainer - Herophila - died as a result of collateral damage when burning flasks of oil were hurled from the back rows of formation. All mercenaries began to rout, Aggeus saved the day in the last moment by smashing the attacker with his flail.

PCs stripped the warriors of their plate mails, packed the dead on a cart and left the dungeon.

Next episode - in the middle of May. 

List of previous episodes:

Further reading:

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Sezony w piaskownicy


Jak sam udowadniam, można grać jedną kampanię praktycznie bez końca, przez wiele lat. Ale często fajniej jest jednak co jakiś czas zaorać nasza trójpolówkę i zagrać na odmianę w coś innego. W kampaniach opartych na scenariuszach jest to dosyć łatwe - zakładamy, że spełnienie pewnych warunków doprowadzi do zakończenia ciągu fabularnego tkanego na sesji. Wątki ogrywane w kampanii zostaną zamknięte, będzie można zakończyć grę w chwili możliwie satysfakcjonującej dla wszystkich. Można też zostawić jakąś furtkę, aby po pewnym czasie powrócić do gry tymi samymi postaciami i kontynuować ich przygody. Sporo osób gra właśnie w ten sposób, dzieląc swoje kampanie, niczym seriale, na sezony, zamiast po każdym zakończeniu zaczynać od nowa zupełnie nowy temat.

Czy takie rozwiązanie sprawdza się w sandboksie, który z definicji nie ma określonego z góry (choćby i ogólnie) ciągu fabularnego? A czemu nie! Jasne, można podejść do tematu dogmatycznie i twierdzić, że nie możemy narzucać zakończenia pewnego etapu fabularnego. Ale tym sposobem zakończyć kampanię, kiedy chcemy od niej odpocząć, moglibyśmy tylko tak, że po pewnej sesji mówimy, że to na razie tyle, przerwa. Nic fajnego z tego nie wyniknie, bo kiedy wrócimy do gry za pół roku to nikt nie będzie już pamiętał wątków (zapewne licznych, w końcu taka natura piaskownicy) i nikogo nie będą obchodziły zapomniane plotki. O ile w ogóle wrócimy do gry, z mojego doświadczenia wynika, że kiedy przerywamy grę bez wyraźnego zakończenia etapu (niezależnie, czy będzie to scenariusz, czy sandboks, czy coś jeszcze innego, w zasadzie to niezależnie, czy mówimy o tabletop rpg, czy grze wideo, czy o czytaniu książki, pisaniu artykułu/doktoratu, czy czymkolwiek innym) to potem rzadko zdarza się do niej kiedykolwiek wrócić.

No dobra, ale jak to zrobić, żeby jednak nie kierować gry na mniej lub bardziej sztywne tory, ale doprowadzić do szczęśliwego (lub nie) zakończenia? Poza oczywiście zdaniem się na inicjatywę graczy, którzy rach-ciach, pozamykają wszystkie wątki i powiedzą, że są gotowi, tylko, że żyjemy w świecie spalin i cierpienia, a nie w krainie jednorożców, więc oczywiście nic takiego nigdy nie nastąpi. Oczywiście wszystko, co tu zawarłem to moje luźne przemyślenia, nie twierdzę, że to jedyna i najlepsza metoda, chętnie dowiem się jak jeszcze można usprawnić ten proces.

Nie piszę o tym wszystkim bez kozery, bowiem temat zamknięcia sezonu ogrywamy właśnie w Upadku Lemurii. Została nam do rozegrania ostatnia sesja, po jej zakończeniu na pewno wrzucę raport podsumowujący.

Zakładając, że od początku kampanii planujemy ją podzielić na sezony, to powinniśmy zastanowić się ile mniej więcej sesji chcemy rozegrać. O ile tworząc sezon scenariuszowy, jako podstawę bierzemy wydarzenia, które mają mieć miejsce na sesjach, to tutaj zaczynamy od samych sesji (czasu, który chcemy poświęcić na grę), bo w końcu nie mamy pojęcia co się będzie działo, trudno więc zakładać jakieś ramy fabularne. W ciągu jednego sezonu będziemy mieli trzy fazy sesji: wprowadzające, rozwijające i kończące. Pierwszych i drugich powinno być mniej więcej po równo, kończących zaś od jednej do trzech (liczba nieco z odbytu, chodzi generalnie o to, że ma ich być najmniej ze wszystkich, bo najbardziej godzą one w ilość piasku w piaskownicy).

Sesje wprowadzające to nasze sandboksowe bread and butter. Wprowadzamy wątki, gracze robią co im się podoba, dzieją się rzeczy niestworzone. Dorzucamy do pieca, co nam przyjdzie do głowy, zgodnie z wybraną metodą (losowo, czytając z ruchu planet lub wróżąc z baraniej kiszki).

Kiedy stwierdzamy, że mamy już wystarczająco dużo ciekawych tematów do ogrania - przestajemy wprowadzać nowe. Ewentualnie wprowadzamy je w ilościach śladowych, jeśli okaże się, że bez tego będzie wiało nudą. W ten sposób przechodzimy do sesji rozwijających, podczas których ogrywamy motywy, które pojawiły się podczas poprzedniej fazy. Gracze eksplorują je do woli, porzucają te, które są mniej interesujące, finalizują niektóre inne. W tej fazie powinny również pojawić się wątki przewodnie, tj. te, na których graczom najbardziej zależy.

W tej fazie powinniśmy już myśleć nad tym, które z owych wątków przewodnich najlepiej rokują do sfinalizowania ich w ostatnim etapie. Nie musimy zgadywać, czasem warto zapytać graczy co sądzą, na czym im najbardziej zależy, którego wątku finał chcieliby zobaczyć. Jako dodatkowe kryterium bierzemy pod uwagę też potencjalną efektowność finału danego wątku. W końcu sezon dobrze skończyć z przytupem. Ale to tylko kryterium dodatkowe. Może nam wyjść wielki i epicki finał, ale to w końcu piaskownica, może się okazać, że wszystko uda się zamknąć bez większych problemów (bo np. wyrzucimy 12 w rzucie na reakcję z nemezis bohaterów).

Płynnie przechodzimy tym samym do sesji kończących, podczas których zamykamy kilka wybranych wątków. Albo jeden, jeśli będzie to wystarczające. Oczywiście nie oznacza to, że przygotowujemy scenariusz, przez cały sezon mieliśmy dość materiału, żeby opracować jak świat zachowa się wobec planów graczy, teraz po prostu wprowadzamy to w życie. Et voila, koniec, napisy.

Bonusowe punkty dostaniemy za zakończenie cilffhangerem. Nie polecam tego jednak, jeśli nie planujemy wkrótce rozpocząć kolejnego sezonu - upływ czasu sprawi, że dawny cliffhanger przestanie ekscytować i straci swoją funkcję. Jeśli więc robimy przerwę wakacyjną - dobry pomysł. Jeśli zawieszamy kampanię na rok - już niekoniecznie.

I na tym koniec? Jeszcze trzeba się zastanowić z czym wejdziemy do następnego sezonu. Mamy okazję na ucięcie wątków prowadzących donikąd, czy tych, które gracze wyraźnie olali. Kojarzycie jak w serialach pomiędzy sezonami okazuje się, że jakaś postać wyjechała na drugi koniec świata? Tak właśnie robimy - ucinamy to, co się nie sprawdziło. Część wątków nieskończonych w poprzednim sezonie przejdzie dalej, szczególnie te, których nie da się definitywnie rozwiązać (w Lemurii to np. wojna żaboudzi z kainitami).

Jeszcze jedna uwaga, jeśli mamy dużą rotację w składzie (jak w Lemurii) to naturalnym okazuje się podział na znane z seriali w rolach głównych, w pozostałych rolach i guest starring. W Lemurii głównym bohaterem był bez wątpienia Izdubar, o czym zresztą wielokrotnie pisałem - ogrywaliśmy wątki wybrane przez niego, kampania od pewnego momentu kręciła się wokół perypetii świątyni Abakusa.

Zdaje sobie sprawę, że nie jest to nic odkrywczego, bardziej niż o wynalezienie koła chodziło mi o usystematyzowanie własnych przemyśleń w temacie. Wkrótce uzupełnię czcze teoretyzowanie o próbę praktycznego zastosowania własnych rad. Podzielę się spostrzeżeniami, na razie jednak (jesteśmy po początku końca) jestem zadowolony z przyjętego modus operandi. Więcej wkrótce.

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Pewnego razu w Starym Świecie (II)


Kontynuujemy cykl moich wspominek z najdłuższej kampanii, w jakiej biorę udział jako gracz i najstarszej znanej mi osobiście kampanii w ogóle. Warhammer Fantasy Roleplay, pierwsza edycja, oczywiście.

W dzisiejszym odcinku przeprowadzę retrospektywę kolejnej epoki. Ten okres zaczął się bardzo dobrze, powiedziałbym nawet, że to był najlepszy czas w tej kampanii - opowieść zakończę w chwili, kiedy zaczął się ostry zjazd w dół, w kolejnej części opiszę zaś najczarniejsze godziny naszej gry.

Pewne problemy z grą istniały od początku, o czym pisałem ostatnio, ale połączenie dwóch dotychczas osobno idących drużyn pozwoliło na złapanie drugiego oddechu. Druga ekipa była bardziej doświadczona, ich postacie krążyły po Starym Świecie dłużej, niż Reiner i Wolf, sami gracze też byli lepiej zaznajomieni z uniwersum w wersji Franza. Z mojej perspektywy dawało to fajne poczucie głębi - oto świat funkcjonuje, ma swoją mitologię, nie tylko w wymiarze ogólnym, ale i indywidualnym.

Większość niedogodności i niedociągnięć, o których pisałem ostatnim razem nadal nam doskwierała. Na plus można zaliczyć, że w tym okresie dużo mniej było już przestojów, kiedy to nie działo się nic interesującego, zaś jedynym celem sesji było żmudne odgrywanie upływu czasu. Ponieważ spotykaliśmy się rzadziej, sesje stały się zdecydowanie bardziej treściwe.

Ostatnią kronikę zakończyłem w chwili, kiedy bohaterowie (Druid, Wilhelm, Wolmar, Reiner i Wolf) zostali zaproszeni na raut pod Altdorf, organizowany przez pewnego generała, znanego starszej części ekipy z Księstw Granicznych. Bal był dosyć niezręczny, czuliśmy się wśród arystokratów nie na miejscu w swoich wyświechtanych płaszczach z sudenlandzkiej wełny. Ów znajomy generał dał nam misję do wykonania w Middenheim, mieliśmy przekazać wiadomość jakiemuś tamtejszemu porucznikowi. Oprócz tego dostaliśmy weksel na 50 koron (pamiętam taki szczegół, bo Wolf ma ów weksel przy sobie do dziś).

W nocy doszło do jakiejś zaburzawy, przewrotu, zdrady, nie pamiętam już czego, w każdym razie zostaliśmy aresztowani i osadzeni w loszku, razem z generałem i wieloma innymi znacznymi osobami. Udało nam się zbiec w las (oczywiście bez wyposażenia, kolejny pomysł Franza, żeby pozbawić nas dobytku...), błąkaliśmy się długo po leśnych ostępach, walczyliśmy ze zwierzoludźmi, aż w końcu trafiliśmy na dwie szlachcianki w rozbitym wozie. Pomogliśmy im i odeskortowaliśmy do pobliskiej wioski. Która, jak się okazało miała problem z płonącymi czaszkami atakującymi mieszkańców. Takie same kreatury napadły owe szlachcianki na drodze. Jak to bohaterowie - rozwiązaliśmy problem. Nie pamiętam dokładnie jak, chyba na koniec okazało się, że w aferę zamieszani są skaveni. Oczywiście, była to przygoda Grona gniewu.

Szlachcianki były w drodze do Middenheim i tam też wraz z nimi się udaliśmy. Na miejscu okazało się, że to nie byle jakie podfruwajki, a damy dworu samego grafa, z czego jedna była narzeczoną samego nadwornego szampierza Schiedenhammera (z miejsca przechrzczonego przez nas na Świdermajera). W ten sposób wkroczyliśmy na middenheimskie salony i mieliśmy wziąć udział w intrydze, która mogła wywrócić całe miasto do góry nogami. Czyli zaczęliśmy rozgrywać Szarą eminencję.

Trudno jest mi teraz przywołać dokładną chronologię wydarzeń, te kilka(naście) sesji spędzonych w Mieście Białego Wilka było dość chaotycznych, ale również satysfakcjonujących. Był to rodzaj miejskiej piaskownicy (oczywiście jakościowo innej od tego, co prowadzę współcześnie, ale nie bądźmy definicyjnymi purystami), w której wydarzenia związane z główną intrygą toczyły się niezależnie od naszych działań. Tylko od czasu do czasu wtrącaliśmy się w zakulisowe rozgrywki middenheimskich elit, większość czasu poświęcając na celebrowanie odbywającego się w mieście karnawału.

Zostaliśmy więc z jednej strony napadnięci w karczmie przez ekipę składającą się z goblina, zwierzoczłeka i skavena (piękne czasy 1ed., kiedy takie sojusze były możliwe i kiedy nie wszyscy walczyli ze wszystkimi), znajdując na pobojowisku ślady porwanej dziewczynki (nie do końca byliśmy pewni co do znalezionych tropów, więc je na na jakiś czas zignorowaliśmy), z drugiej poznaliśmy lekarza grafa, niejakiego Pavarottiego, bon vivanta, przy którym piliśmy na umór i zaznawaliśmy innych rozrywek. Szpiegowaliśmy sekretarza rady przy grafie (a nawet odbyliśmy z nim długą rozmowę, podczas której padały dosyć konkretne groźby), a z drugiej oglądaliśmy mecze snotballa i chodziliśmy na przedstawienia Cyrkulika Serwilskiego. Badaliśmy liczne romanse Ar-Urlyka i zaginięcia członków rady, a z drugiej strony startowaliśmy w konkursie łuczniczym, w którym Reiner przegrał tylko z nadwornym elfem grafa, uzyskując zaszczytny tytuł Najlepszego Ludzkiego Łucznika Middenheim i medal za zajęcie drugiego miejsca (również ma go do dziś).

Finał był taki, że zorganizowaliśmy rajd na piwnicę w opuszczonym budynku w podłej dzielnicy. Doszło do jakiejś bitki w ciemnościach, ktoś ostro wziął w paszczę, ostatecznie wygraliśmy, ale główny podejrzany - jakaś szycha z rady - dał nogę, robiąc fajerwerki na pół miasta, bo w czasie pościgu do bramy okazało się, że umie czarować. Nie do końca wiedzieliśmy co się stało, zostaliśmy osadzeni w areszcie jako element obcy i niepewny.

Te kilka sesji w Mieście Białego Wilka było naprawdę dobrą rozrywką. Karnawał, parodystyczne nawiązania do świata rzeczywistego, czyli coś co Trzewik odrzucił w pierwszym odcinku Jesiennej Gawędy. Do tego zagmatwana intryga, którą ledwo poskrobaliśmy z wierzchu. Mieliśmy poczucie, że dużo rzeczy stało się za kulisami, ale nie mieliśmy żalu, że tego nie widzieliśmy - to był nasz świadomy wybór, że skupiamy się na festynie. Pomimo tego, że fabuła potoczyła się pomiędzy NPCami to mieliśmy poczucie sprawczości.

Ku naszemu zaskoczeniu, okazało się, że podeptaliśmy zbyt wiele odcisków i zostaliśmy uznani za personas non gratas w mieście. Nie dało się jednak zaprzeczyć naszym zasługom w rozbiciu szajki kultystów. Graf zastosował więc osobliwe połączenie nagrody z karą: zostaliśmy wszyscy wcieleni siłą do Starożytnego Zakonu Rycerzy Pantery. Dostaliśmy pełne zbroje, medaliony, uzbrojenie, konie, co nie tylko. Ale jednocześnie zostaliśmy natychmiastowo wysłani z misją do cara Kisleva, żeby nasza noga przez długi czas w Mieście Białego Wilka nie postała. Ponieważ Druid nie był z nami w Middenheim, jako jedyny nie został rycerzem zakonnym. Było to źródłem wielu żartów i zabawnych sytuacji w przyszłości.

Dla porządku - wątek misji od generała został urwany i nigdy już nie powrócił. Jedynym wspomnieniem został niezrealizowany weksel.

W tym dziwnym twiście wyruszyliśmy więc z miasta nie żegnani przez nikogo. Druid czekał w umówionym miejscu. Droga była daleka, zboczyliśmy lekko z niej w obliczu najazdu dużej grupy orków na okoliczne ziemie. Najpierw byliśmy oblężeni w warownej karczmie, a potem ruszyliśmy z odsieczą krasnoludom z rodu Foringer, oblężonym w swojej podziemnej osadzie. Stoczyliśmy podziemną walkę (jedno z najbardziej absurdalnych starć w tej kampanii, orkowie widzieli w ciemnościach, my nie, więc nie trafialiśmy nawet po wyrzuceniu 01 w rzucie na trafienie, kubeł zimnej wody po dobrych sesjach w Middenheim), Wolf uratował krasnoludzkie dziecko, za co dostał medalion klanu, świadczący o przyjaźni z krasnoludami.

Przez resztę drogi nie wydarzyło się już nic znaczącego. Po trzech tygodniach stanęliśmy w Kislevie. Jako oficjalni wysłannicy Grafa bardzo się poważaliśmy, więc wjechaliśmy na pełnej..., no powiedzmy, że z pompą. Okazało się jednak, że car nie za bardzo ucieszył się z naszej wizyty, zostaliśmy przyjęci w jakimś schowku na szczotki przez urzędnika Bogdanowa i od razu wysłani na misję. Mieliśmy otóż pomóc mieszkańcom wioski Woltsara, których dopadło niesprecyzowane zło. W ten sposób mieliśmy się przekonać, że Źle się dzieje w Kislevie.

Pojechaliśmy na miejsce, gdzie okazało się, że faktycznie jakieś leśne stwory mordują mieszkańców (czy tam nastają na nich w inny sposób, nie pamiętam już dokładnie). Zarządca był średnio zainteresowany tematem, więc wszczęliśmy śledztwo. Wyczerpaliśmy wszystkie źródła informacji, jako ostatni został niejaki Piotr Piotrowicz, którego syn rzekomo kilka lat temu uciekł do lasu i tam zamieszkał. Początkowo uważaliśmy Piotra za pomylonego, ale okazało się, że jego opowieści o duchach zamieszkujących okolicę są prawdziwe. Pierw przy jego pomocy przywołaliśmy Domowika, małego duszka domowego ogniska, potem mieszkającego w stajni Maciewa, następnie groźne i domagające się ofiar Polewiki mieszkające w zbożu (złożyliśmy im ofiarę z własnej krwi). Nie dostaliśmy żadnych konkretnych wskazówek, więc ostatecznie przywołaliśmy Leszego, który był kierownikiem okolicznych lasów i rzekomo wiedział o wszystkim, co się w nich dzieje.

Leszy okazał się być groźnym olbrzymem o krótkim loncie. Jego gniew temperował nieco Ojciec Niedźwiedź, służący jako herold. Władca lasu obiecał nam pomoc, jeśli pomożemy mu w wygraniu zakładu ze złośliwym Wodnikiem. Nie do końca rozumieliśmy logikę tego zakładu, ale chodziło o to, żebyśmy przez określony czas utrzymali się w wyznaczonym obszarze, podczas gdy Ojciec Niedźwiedź będzie nas próbował stamtąd wyrzucić. I wyrzucił, tyle że ostatni Reiner wyleciał już po czasie, więc wygraliśmy, więc Leszy przegrał, ale miał nam pomóc. Wskazał więc drogę do miejsca, gdzie mieli przebywać napastnicy atakujący Woltsarę.

Z perspektywy - przygody z kislewskimi duchami to był jeden z najlepszych fragmentów naszej kampanii. Najpierw wymyślne sposoby przywoływania (śpiewanie piosenek, tańce), potem rozmowy, w których dało się wyczuć charakter każdego z duchów, w końcu rozkmina przy zapasach z niedźwiedziem. Do tego zero rzutów, czysty narratywizm i immersja. Ale nie w znaczeniu teatrzyku, tylko In Role Playing, as it was envisioned by the original creators, the most important things happen without any rules at all. The DM is paying attention to what the players say they do and the players are paying attention to the story reality that is being created by the DM - It's a recursion that feeds on itself.

Udaliśmy się tam, gdzie wskazał Leszy, wybłagawszy wcześniej pomoc Ojca Niedźwiedzia (miał się trzymać z tyłu i pomóc jakby było ciężko). Podkradliśmy się do obozu, wklepaliśmy zwiadowcom, a potem stanęliśmy przed problemem: był tam kamienny krąg, a w jego środku stali zwierzoludzie, rycerz Chaosu i demon. Kiedy byli w kręgu, strzały się ich nie imały, więc musieliśmy ich albo wyciągnąć, albo tam wejść. To akurat było chujowe - wyraźna sugestia „musicie tam iść i się z nimi zmierzyć”. No trudno, weszliśmy i pokonaliśmy niemilców.

Znaleźliśmy zejście do podziemi, był to krasnoludzki grobowiec. Były tam jakieś halucynogenne grzyby, nieumarłe gobliny i duch krasnoluda, który polecił nam oczyścić teren z resztek zielonoskórych, którzy splugawili grobowiec króla. Zrobiliśmy jak nakazano, Wolf dostał od duchów potężny dwuręczny młot. Co było z jednej strony miłym gestem, ale tylko do czasu, kiedy okazało się, że żelastwo jest w ciul ciężkie, więc Wolf dostanie jakieś kosmiczne minusy do WW, zanim się do oręża przyuczy. Kosmiczne minusy, kiedy ma się 35 WW, czaicie? No nic, nie wiedziałem jeszcze wówczas, że owo przyuczenie się nigdy nie nastąpi, więc pełny zapału zacząłem ćwiczenia.

Wróciliśmy do Kislevu, zdaliśmy raport Bogdanowowi, a ten wysłał nas na kolejną misję. Tym razem mieliśmy dostarczyć tajemnicze poselstwo do odległej kolonii za Górami Krańca Świata... Pełni zapału do nowej przygody (w końcu ostatnie sesje były świetne!) spakowaliśmy się i wyruszyliśmy. Wstąpiliśmy w ten sposób na równię pochyłą.

Ale o naszej darkest hour opowiem następnym razem.

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Bursztynowy Szczyt. Odcinek 9. Bo dla nich brak sił i trwoga jest życiem.

For summary in English scroll down.

Ekipa Bursztynowego Szczytu zaczyna uwięziona w lochu. Czy uda im się wyswobodzić? Czy wszyscy przeżyją? Czym znowu zaskoczy ich świat? Czy poznają jego kolejne tajemnice? Przekonajmy się!

Wystąpili:

Ozeasz (KK), niezbyt lotny fanatyk, Akolita (Diakon), który wstąpił na służbę świątyni jako poszukujący odkupienia były przestępca (oszukiwał ludzi podając się za czarownika)
C 1, STR 7, INT 5, WIS 9, DEX 11, CON 8, CHA 9, HP 6, AC 2

Hierykles (SB), zręczny Weteran z Tanais, posiadacz listu polecającego do samego Namiestnika
F-M 1, STR 10, INT 9, WIS 8, DEX 14, CON 12, CHA 12, HP 6, AC 2

Homer (KJ), zwinny, zmyślny i obrotny Guślarz, posiadacz tajemniczej magicznej skrzynki znalezionej na skraju Szczeliny,
M-U 1, STR 9, INT 14, WIS 9, DEX 14, CON 9, CHA 13, AC 9, HP 1, SP 1

Zenon (KS, główna postać), bystry Przywoływacz z Tanais, oszpecony wielkim znamieniem na twarzy, wypalonym mu za rabowanie grobów, poszukujący swego zaginionego mistrza Arystotelesa, niedawno odczarowany z kamienia
M-U 3, STR 10, INT 15, WIS 12, DEX 12, CON 8, CHA 7, AC 9, HP 6, SP 2

Pluto (KS, postać zapasowa), pochodzący z Wielkiego Stepu Wróżbita - entomolog, mało obrotny społecznie, za to silny jak tur, również dawny uczeń Arystotelesa
M-U 2, STR 17, INT 12, WIS 12, DEX 8, CON 13, CHA 7, AC 9, HP 5, SP 1

Wraz z dotychczasowymi przybocznymi:
Raisa (F-W 1, STR 8, CON 11, INT 8, DEX 14, HP 7)
Damianos (F-M 1, STR 7, CON 10, INT 15, DEX 7, HP 5)
Gygea (F-W 1, STR 7, CON 8, INT 6, DEX 10, HP 6)
Strofius (F-M 1, STR 12, CON 8, INT 12, DEX 14, HP 2)
Mulius (F-M 1, STR 8, CON 12, INT 12, DEX 11, HP 5)
Davos (F-W 1, STR 8, CON 6, INT 9, DEX 13, HP 4)
Nikomachos (F-M 1, STR 12, INT 12, CON 15, DEX 16, HP 4)
Klejtos (F-M 1, STR 13, INT 12, CON 14, DEX 16, HP 5)


I. Wydarzenia.

Drużyna została uwięziona. Nie znali języka, w którym zapisane były runy na ścianie. Szkoda im było wykorzystywać zwój z zaklęciem otwarcia, nie mieli poza tym pewności, że zadziała. Zaczęli więc działać dwutorowo: dwójka najsilniejszych zaczęła kuć blok skalny zasłaniający wyjście (mieli ze sobą kilofy i inny sprzęt górniczy), reszta zaś systematycznie opukiwała wszystkie ściany. W ten sposób za jednym z mosiężnych posągów o głowach z ciemności udało się znaleźć tajne przejście. Na końcu korytarza znaleziono przykutego do ściany srebrnym łańcuchem wilkołaka. Okazał się całkiem przyjazny i poprosił o uwolnienie. W sali było jeszcze tajne przejście, które prowadziło do okienka w ścianie, ale dalsza część była zakratowana i też nie dało się przejść, nie wspominając o wyprowadzeniu mułów z wózkami.

Wilkołak przedstawił się jako Isenbrand i powiedział, że został uwięziony przez czarownika mieszkającego w podziemiach. Pomimo wzajemnej nieufności udało sie dojść do porozumienia - wilk został uwolniony z łańcucha i w zamian zdradził, ze na ścianie napisano „ofiara z tego, co cenniejsze od krwi”. Powiedział też, że napis jest wykonany w języku Telesforian - straszliwego ludu, który niegdyś zamieszkiwał tę krainę (i niestety, zamieszkuje nadal).

Długo trwały dyskusje jaką ofiarę należy złożyć, aby otworzyć drzwi. Ozeasz przeprosił wylewnie Atenę, zbiczował się i wrzucił w ciemność głowy jednego z posągów swoją srebrną Egidę. Bez efektu. Za to wrzucona przez Zenona złota moneta została pochłonięta. Próbowano jeszcze inne rzeczy, nawet wkładać w ciemność głowy bohaterów, ale bez żadnych skutków. W związku z tym opracowano plan rozkucia bloku skalnego. Prace trwały 3 dni, całe szczęście ekipa miała wystarczająco dużo zapasów. Isenbrand był ciągle z nimi, nie udało mu się samodzielnie otworzyć przejścia, na co liczył. W czasie kucia najemnicy wszczęli bunt, spacyfikowany obietnicą wyższego żołdu.

W międzyczasie odkryto również, że znaleziony ostatnio metalowy obiekt to prawdopodobnie jakaś różdżka, puszczona wolno wyraźnie wskazywała na mosiężne posągi.

Kiedy w końcu rozkuli ścianę zostali zaatakowani przez czające się przy wyjściu trzy meduzy. Mieli w pamięci poprzednie spotkanie, więc nie patrzyli im w oczy. Równie zabójcze okazały się jednak ich wężowe włosy - pokąsani Gygea, Hierykles i Ozeasz padli od trucizny. Potwory ostatecznie pokonano ogniem i stalą. Z ciekawostek - Ozeasz po śmierci przestał świecić.

Przepełnione sprzętem i zwłokami wózki ruszyły w kierunku wyjścia ciągnięte przez muły. Całe szczęście, nikt nie niepokoił ekipy do samej powierzchni. Kiedy odetchnęli świeżym powietrzem, Pluto poczuł przypływ mocy.

Do ekipy dołączyło dwóch braci, Jozjasz i Aleksander.

Aleksander (SB), utalentowany magicznie weteran, namawiany przez brata do zostania pełnoetatowym magiem
F-M 1, STR 12, INT 15, WIS 11, DEX 14, CON 10, CHA 11, HP 3, AC 2

Jozjasz (KK), akolita - majsterkowicz, który bardzo by chciał, żeby jego brat został magiem, kupił mu nawet księgę i szaty
C 1, STR 10, INT 14, WIS 9, DEX 14, CON 8, CHA 9, HP 2, AC 2

Drużyna pochowała zmarłych, a następnie zarządzono odpoczynek, była wszak sobota. Przez weekend zebrano trochę informacji, Homer odwiedził świątynną bibliotekę i wypytywał o sieroty (patrząc na śmierć towarzyszy stwierdził, że chce znaleźć kogoś, komu będzie mógł powierzyć magiczną skrzynkę), słuchano również, co się mówi na mieście. Ekipa stwierdziła, że korzystając z oczarowania jakiemu poddała została Berenike wyciągną od niej dodatkowe informacje, a może nawet jakieś fanty (drużynowi magowie myśleli o zorganizowaniu laboratorium). Uczona nie zaszczyciła ich jednak rozmową, komunikowała się z nimi pisemnie i zażądała astronomicznych kwot za swoje usługi. Drużyna stwierdziła, że w jakiś sposób Berenike zorientowała się, że została magicznie oczarowana i udało jej się wydostać spod zaklęcia. W związku z tym ustalono, że należy nawiązać kontakt z jakimiś lokalnymi magami. Zaklinacz Hipostas zwany Zielonym nie był zbyt pomocny i przez swojego ucznia umówił się na spotkanie w następny czwartek. Do Czarodziejki Khilonis nawet nie uderzyli, okazało się, że to ona zajęła ich domostwo i to jej szef ochrony, Bohater Enops Czarnobrody, sklepał Anaksymandra.

W czasie odpoczynku sformułowano również plany operacyjne. Homer stwierdził, że oczarowana przez niego w podziemiu babka z Ludu Stepowego (nazywająca się, jak się okazało, Bulczysława, pozdro dla kumatych) zna się na ziołach, może więc zbierać różne chwasty i warzyć z nich dekokty na handel. W interes włożono 500 złotych lun, które poszły na wyposażenie sklepu, subiekta i dwóch ochroniarzy, żeby nikt babki podczas wyprawy po ziółka nie napadł. Poza tym, Jozjasz zamówił sobie wyposażenie warsztatu, który miał urządzić w piwnicy domu. Jak się wkrótce okazało, nie było mu dane skorzystać z nabytku, ale nie uprzedzajmy wypadków. Jozjasz zamówił również dwa psy bojowe.

W nocy z soboty na niedzielę, kiedy cała ekipa leżała pokotem po całonocnym pijaństwie, w sali z ołtarzem, urządzonym jeszcze przez Habakuka objawiła się Atena. Świetlista, posągowa, z grzmiącym głosem i sową na dłoni, zupełnie taka jak na figurze w świątyni. Wszyscy padli przed nią na pysk. Bogini nakazała drużynie zgładzić zło zagrażające Kepoi i przez swą sowę wskazała miejsce, gdzie zło owo się ukrywa - był to jeden z domów w opuszczonej części miasta. Jozjasz następnego dnia skonsultował zjawisko z sufraganką Agamede, ale ta zachowała sceptycyzm, przynajmniej do czasu, kiedy faktycznie uda się zbadać rzekome źródło zła.

W poniedziałek podjęto treningi w świeżym tunelu. Zorganizowano też konkursy dla najemników wynegocjowane podczas buntu - najlepszy w każdej dziedzinie miał dostać podwójną pensję na kolejny tydzień, do zgarnięcia były więc 3 dodatkowe tygodniówki (po jednej za każdy konkurs). Nieco dziwne było, że wszystkie dyscypliny wygrał cherlawy Damianos, padło podejrzenie, że przyboczni się dogadali i ustawili zawody. W czasie treningu nagle nad miastem przeleciała wysoko na niebie złota strzała, ciągnąc za sobą warkocz dymu. Kierowała się prosto na południe.

Po zakończeniu ćwiczeń padł pomysł, żeby lekko kuknąć do domostwa wskazanego przez Atenę. W piwnicy znaleziono zejście do zatęchłych podziemi. Kamienne schody ciągnęły się głęboko w skałę do wilgotnego lochu. W pierwszej sali znaleziono troje drzwi, w tym jedne podwójne. Ekipa wybrała najpierw drzwi po prawej. Pluto otworzył je łomem, a tam... ZMORY! Brodate pokurcze bez dania racji zaatakowały drużynę. Walka była długa i zawzięta, poszło wiele flaszek z płonącym olejem, Klejtos, Mulius i Strofius padli kiedy zmory wyssały ich energię życiową. Nikomodos i Jozjasz zginęli z kolei z ręki towarzyszy - flaszki z olejem rzucone przez Zenona i Pluta spadły im na plecy, biedacy nie przeżyli ogarniających ich płomieni. Walka wydawała się stracona, Pluto już wyprowadzał muły na schody, ale dwóch ostatnich najemników (w tym Damianos, nie na darmo wygrał konkursy!) wytrzymało i unicestwiło nieumarłych. Nieocenione zasługi oddały srebrne Egidy, które chroniły przed atakami zmór. Zwłoki poległych usypano w stos, oblano olejem i podpalono, aby nie powstali jako zmory.

Nędzne niedobitki drużyny wyczłapały na powierzchnię.


II. Komentarz z drugiej strony zasłonki.

Zmora każdego prowadzącego scenariusz - PC zostają zamknięci w pułapce, muszą rozwiązać zagadkę, żeby się uwolnić. A zamiast tego wyciągają kilofy i rozkuwają wyjście. Całe szczęście tu nie ma scenariusza, pomysł był dobry, udało się ominąć zagadkę. Premia za kombinowanie i noszenie przy sobie sprzętu górniczego.

Kiedy PC byli uwięzieni nie rzucałem na spotkania losowe, bo nie było fizycznej możliwości, żeby ktoś się do nich przedostał. Oczywiście - teleporty, wrota do innego wymiaru, etc. - mogłem tak założyć, ale nie przyczyniłoby się to do zwiększenia funu z gry, drużyna zostałaby w końcu zgładzona przez którąś z kolei falę wrogów. Rzuciłem za to na morale najemników.

Mieliśmy tylko dwie walki, za to bardzo mordercze. KK pochował aż dwie postacie na jednej sesji. Pomimo tego - po raz kolejny potwierdza się, że w OD&D siła postaci i potworów jest dosyć spłaszczona - pierwszopoziomowa ekipa, jeśli jest wystarczająco liczna to jest w stanie pobić trzy i cztero kostkowe potworki.

Gracze zaczęli myśleć o robieniu inwestycji, muszę pomyśleć jak to rozwiązać. Być może zastosuję zasady zbliżone do tych z LotFP albo coś w rodzaju dochodów z baronii z Vol. III. Albo jedno i drugie. Gracze na pewno będą zawiedzeni, bo kokosów z tego nie będzie.

Skąd nagła wizja Ateny? Oczywiście, jest wyjaśnienie, ale nie wiadomo, czy gracze je kiedykolwiek poznają. Im więcej interakcji ze światem, tym więcej takich zdarzeń, które są ich konsekwencją może się pojawić (czyżby pojawienie się bogini to wynik postawienia ołtarza zamówionego jeszcze przez Habakuka?).

Kolejny odcinek za dwa tygodnie.

Do boju!

Summary:

Amberpeak. Episode 9.

We started immediately where we finished last time. The PCs were trapped in the dungeon. They used their mining equipment and started to dig through one of the stone blocks. In the meantime, they found a secret passage behind one of the statues .There was a cell and a werewolf bound in silver chains. He introduced himself as Isenbrand , was surprisingly docile and disclosed the secret of the sign in the chamber in exchange for setting him free. The meaning of the sign (“a sacrifice of that what is more valuable than blood”) was not very helpful however, so the party ended up digging for three days. They learned from Isenbrand, that the sign was made in the language of Telesphorians, a dreaded ancient race inhabiting this land.

Eventually they broke free. And were immediately attacked by three Medusas. The reptiles were dispatched, but Oseas and Hiericles were killed by the asp poison during the course of the fight. Fortunately enough, the party did not encounter anyone else on their way to the surface. Two more characters joined in to replace the deceased: Alexander the magically-talented Veteran and his brother Josiah the Acolyte, an amateur tinkerer who (unsuccessfully)  tried to convince his sibling to become a wizard.

The party decided to rest for few days. They started trainings in their new wooden tunnel and employed the strange old lady charmed in the dungeon to collect herbs and brew potions for sale. Josiah ordered some workshop equipment and planned to tinker some useful stuff. The PCs tried to further exploit the charm put on Berenice the Scholar, but she didn’t want to see them and they started to suspect that she was able to shake off the spell, which may mean that they lost a valuable ally.

During the trainings a golden arrow flew high across the sky, heading south.

During one of the night rests a shiny figure shined in the PCs house. She seemed to be Athena herself! She told the party to destroy the evil which dwells under the castle and pointed to one of the houses, where that evil should be. The party went there in the morning and found a stairway leading down. They followed the deep path and found a murky dungeon there. Behind first door they were attacked by seven Wights. Josiah died in battle, as well as most of the retainers, however the monsters were eventually vanquished. The party took the deceased and went back to the city.

What the heck was that vision of Athena? Of course, it’s not just a simple quest-giving macguffin, there is an explanation, however it may take a while for the players to figure it out.

Next episode in two weeks. 

List of previous episodes:

Further reading: