Na blogu w owym czasie pojawiło się kilka tekstów innych niż raporty, wydawało się więc, że będę pisał nieco więcej niż do tej pory. Tak się jednak nie stało, aktywność przenosiła się coraz bardziej na popularny portal społecznościowy. A teraz aktywność owa wraca na bloga.
Tradycyjnie – kursywą oznaczam komentarze współczesne, reszta tekstu pochodzi oryginalnie z czasu publikacji.
FL, jak ty mnie
zaimponowałaś w tej chwili...
8 listopada 2019
Propsowania Forbidden
Lands ciąg dalszy. Gra jest w stanie uchwycić kilka momentów, które są szalenie
istotne dla otwartej rozgrywki.
Komentując zbiorczo oba posty – podczas lektury Forbidden Lands byłem mocno nakręcony na rozgrywkę, dostrzegając wiele punktów w zasadach, które wydawały się mocno kierować grę na tak lubianą przeze mnie otwartą rozgrywkę. Praktyka pokazała, że nie do końca to działa. Znaczy – zasady, które wytłuszczyłem działają jak należy, ale cała reszta jest miejscami przyciężkawa i widać, że autorzy nie do końca przetestowali sposób ogrywania spotkań losowych (tj. nie rozegrali setek sesji z takimi spotkaniami), bowiem te zaprezentowane w podręczniku często są nudne i nie wnoszą niczego do rozgrywki. Ostatecznie więc porzuciłem prowadzenie FL po pięciu sesjach, kampanię przejął inny MG, zagraliśmy jeszcze z dziesięć sesji i temat ostatecznie umarł. O samej grze jednak nie zapomniałem i ciągle kołacze mi się po głowie chęć rozegrania porządnej i długiej kampanii.
"Są tam bogactwa; Thar opowiada czasem o nich. Dość, by dziesięciokrotnie zasypać świątynię Boga-Króla. Złoto i klejnoty ofiarowane całe wieki, setki pokoleń temu... Kto wie, jak dawno. Wszystko leży zamknięte w grotach i skarbcach, pod ziemią. Nie chcą mnie jeszcze tam zabrać; każą mi czekać i czekać. Ale wiem, że tam jest. Pod wzgórzem są komnaty, pod całym Miejscem: tu, gdzie teraz stoimy. Tam jest ogromna sieć korytarzy, Labirynt, jak wielkie, ciemne, podziemne miasto. Pełne złota, mieczy dawnych bohaterów, starych koron i kości, i lat, i ciszy."
"Labirynt był cudem: wytyczony w skale jak wielkie miasto, stworzony jednak, by męczyć i nużyć chodzących po nim śmiertelników. Nawet jego kapłanka musiała wyczuwać, że nie jest on niczym innym jak tylko wielką pułapką."
Ursula K. Le Guin,
Grobowce Atuanu, tłum. Piotr W. Cholewa
Pan Robert napisał bardzo dobry tekst podsumowujący metody zmniejszenia śmiertelności postaci w starych dedekach. Dodajmy, że metody równie stare co D&D, a niektóre nawet jeszcze starsze.
Tekst jest nadal dostępny tutaj,
nie zestarzał się i nadal go polecam.
Za nami już dwie sesje (raport będzie po trzeciej), a tymczasem dziś dotarła paczka z 2nd printem i w końcu będziemy mogli grać w pełni, z widokiem na morze.
A to z kolei przykład takiego typowego gównoposta. Nic nie wnosi, tyle że generuje trochę ruchu w interesie. Zostawiam ku pamięci, jak za 10 lat FB padnie, a blog będzie nadal istniał to będzie można sobie przypomnieć jakimi pierdołami się niegdyś zajmowaliśmy. Tak tylko dla wyjaśnienia - post zawierał zdjęcie unboxingu mojej kopii pudła Forbidden Lands. Ale nie wiem gdzie mam to zdjęcie na komputerze, a nie chce mi się go ściągać z fejsa tylko po to, żeby je tutaj wrzucić. Zobaczyć je można pod linkiem na górze.
O, nie tylko ja zaczynam kampanię w klimatach arturiańskich. Tylko mnie nikt nie musiał fortelem do tego skłaniać. Ale trochę rozumiem Sejiego, bo z własnej woli chyba bym się na Pendragona nie zdecydował (poprowadzić oczywiście, bo pograć, to co innego).
Komentarz odnosi się do wrzuconego przez Sejiego tekstu
o tym jak został wmanewrowany w prowadzenie Pendragona. Czy jego ekipie udało
się ostatecznie zagrać? Otóż tak! Rozegrali dwie PRZYGODY (czyli więcej niż dwie sesje, całą kampanię!) i byli bardzo z tego
faktu zadowoleni.
Wszyscy już wiedzą o tym jednym konkursie na loch, ale jest też drugi. Z całym szacunkiem - dużo fajniejszy, bo pozwala na stworzenie prawdziwego podziemia, a nie piwnicy z wekami.
Kiedy wejdziecie w link prowadzący do posta na FB
zobaczycie, że udostępniana zawartość nie jest już dostępna. Wynika to z tego,
że prowadzący fąpaż Kapibarowe RPG Paweł postanowił usunąć stronę po tym jak
zderzył się bodaj w czerwcu 2021 ze zjebaniem fandomu. Konkurs na stworzenie
lochu ostatecznie nie zdobył jakiejś szalonej popularności i przyszła tylko
jedna praca, jeśli dobrze pamiętam. Kapibarowe RPG wróci jednak jeszcze w
dalszych wspominkach, bowiem Paweł przygotował fantastyczne rysunki do mojego
tekstu, który ukazał się w trzecim numerze Głosu Piwnicy. Ale nie uprzedzajmy
wypadków.
Co robiłem w 2019?
Grałem
Całkiem dużo. Nie podam dokładnej liczby sesji, bo nie prowadziłem rejestru
(miałem ambitny plan, by to robić, ale zapiski kończą się na lutym), ale w
sumie będzie ich ponad 50. Niezły wynik, wychodzi średnio jedna sesja w
tygodniu, trudno osiągnąć wynik lepszy przy jednoczesnym zachowaniu balansu
między hobby a tzw. prawdziwym życiem. Jestem tym wynikiem usatysfakcjonowany,
w końcu na tym ten cały interes głównie polega - na graniu w gry.
A w co dokładnie grałem? Głównie w stare dedeki i ich pochodne (Bursztynowy Szczyt na OD&D, Bursztynowy Szczyt II na BTPbD, kilka sesji w Metamorphosis Alpha, Basica Moldvaya i OD&D na Hiperpegu), oprócz tego Adventures in an Age Undreamed of i Forbidden Lands, nawet dwie sesje w pierwszą edycję Warhammera (raczej nie dokończymy). To prowadziłem. Oprócz tego udało mi się trochę zagrać: w starożytną kampanię WFRP, w Honor i Krew, w The Petal Hack, w FUNTa. Jak widać jednak - więcej prowadzę, chyba tak wolę.
Bywałem
Na jednym konwencie (Copernicon) i jednym festiwalu (Pyrkon). No i na
Hiperpegach niestrudzenie organizowanych przez Michała (Copernicon też współorganizował, tak dla
porządku). Copernicon upłynął głównie pod znakiem TROLLa (hurra!),
Pyrkon pod znakiem biegania między pawilonami i królika z kataną. Na obie
imprezy wybieram się w przyszłym roku. W Toruniu pewnie znowu będę coś
organizował, w Poznaniu będę się snuł i polował na autografy (na razie: Liz Danforth i
Edward James Olmos).
Czytałem
Przekopałem się przez kawał literatury szykując się do kampanii Szmaragdowego Lasu,
a na koniec i tak sięgnąłem do TSRowskiej kompilacji z serii Historical
Reference. Sporo czasu poświęciłem na modiphiusowego Conana i na Forbidden
Lands. Kolejny raz zacząłem Burning Wheel, ale kolejny raz nie skończyłem. Ilu
podręczników nawet nie zacząłem, mimo że wylądowały na mojej półce, tego nie
zliczę. Na półce zresztą mało co wylądowało, biblioteka rozrosła mi się tak, że
czekam na nowe półki od stolarza, na razie zapełniłem książkami całe biurko w
pracy. Czytałem też blogi, te co zawsze (coraz ich mniej, media społecznościowe
wysysają życie, co nie), do których dołączył Roberd Ponury ze
swoimi przemyśleniami o retrogamingu.
Pisałem
Ogarniałem sporo przygotowań do grania, więc aktywność blogowa trochę spadła.
Poza raportami udało mi się skrobnąć tylko kilka większych tekstów: o Meduzie jako
dedekowym potworku, o zasadach domowych Boba Bledsawa
udostępnionych przez jego syna, o tzw. Manuskrypcie Bufkina,
o Secrets of Blackmoor,
które ukazało się w tym roku (to do sekcji “Oglądałem”, gdyby taka była).
Napisałem też, poświęcając na to całkiem sporo czasu, własny homebrew do OD&D/CM, który kompleksowo radzi sobie z problemami znanymi w retrogamingu (taką przynajmniej mam nadzieję). W tym roku podzielę się nim z publicznością.
Snułem plany
na przyszłość
Które są już w większości znane. Podobnie jak
w zeszłym roku - na tapecie dedeki w różnych formach i kolorach oraz gry nimi
inspirowane. Chciałbym też pograć w Fate Core. Oraz w The One Ring. Oraz w parę
innych rzeczy, ale pewnie się nie uda. Oraz przeczytać w końcu to cholerne
Burning Wheel.
Ogólnie - 2019 to był dobry rok. Oby 2020 nie był gorszy. Czego sobie i Wam życzę.
Oto ostatnia z notatek jakie napisałem na FB (stąd nieco inne formatowanie, nie chce mi się walczyć z bloggerem, żeby je ujednolicić, musiałbym na nowo wrzucać wszystkie linki z oryginalnego tekstu - niech zostanie to jako wspomnienie nieprawdopodobnie nieergonomicznych rozwiązań UXowych początku trzeciej dekady XXI wieku).
Widać, że równie dobrze mogłaby być notką blogową. Podsumowanie jak podsumowanie,
ale widać wyraźnie jak bardzo pomyliłem się w ocenie tego jak będzie wyglądała
przyszłość. Oczywiście nie byłem na żadnym konwencie, wszystkie stacjonarne
kampanie umarły. Zamiast tego ostatecznie przekonałem się do grania po sieci.
Erpegowo rok 2020 faktycznie nie był gorszy. Ogólnoludzko – to już wiadomo (hasztag
pandemia). BW nie przeczytałem do dziś.
"While
some of these players admit that this preference might seem somewhat odd to
outsiders, they insist that this “primitive” edition has many virtues that
critics often fail to appreciate."
(...)
“Modern players look at OD&D and say, ‘Wow, these rules seem incomplete,’” he says. “And they are in some respects, but to me, that’s a feature, not a bug. You get to fill in the holes yourself. That’s the joy of it.”
Bardzo ciekawy i życzliwy tekst przybliżający generalnej publice ideę retrogamingu. Aż sam nabrałem ochoty na granie w OD&D!
Tekst jest nadal dostępny tutaj
i nadal jest równie ciekawy i życzliwy. Nie wszyscy to jednak doceniają i na
mojej stronie pojawił się sam arcydziaders grognardów, czyli Mike Mornard,
który rzucił boomerskim komentarzem i zniknął.
Dreams in the Lich House dostarczają kolejny dobry tekst. Czy piąta edycja Dungeons & Dragons nadaje się do prowadzenia staroszkolnych "site-based adventures" (nie mylić z mityczno-gabinetowym "staroszkolnym sandboksem")? Zerkam na półkę z Into the Borderlands od Goodman Games i chyba już znam odpowiedź.
Tekst dostępny jest tutaj
i nadal go polecam. Szczerze mówiąc to zapomniałem o nim, kiedy wcielałem
przedstawione tam idee w życie rozpoczynając prowadzenie Palace of the Silver
Princess na zasadach 5e. Być może wówczas zostało zasiane ziarno, które miało
wykiełkować niemal półtora roku później.
Nie.
Dajemy zagubienie na
pustyni, żar z nieba, burze piaskowe, liczenie każdej kropli wody, DC 20 w
testach Foraging, Exhaustion już po pierwszym dniu podróży.
Tak, to będzie doskonałe wprowadzenie.
(Obrazek autorstwa Broma bez związku)
Oto przykład bardzo złego timingu. Faktycznie
zacząłem wówczas prowadzić mojej najstarszej ekipie piątą edycję. Po dwóch
sesjach gra się jednak posypała – przez pandemię, przez moją niechęć do
mozolnego przygotowywania (kampanię zacząłem za namową graczy, nie miałem
iskry, która by mnie prowadziła). Mieliśmy zagrać potem w co innego, ale
ścieżki życia pokierowały nas inaczej.
Fajne jest takie spojrzenie z dłuższej perspektywy. Twoje komentarze dodają, co wyrosło z tych ziarenek facebookowych. Tak powstaje jakaś kronika fascynacji erpegowych.
OdpowiedzUsuńMożna to też nazwać po prostu pamiętnikiem, jak swego czasu Adam zaproponował;)
Usuń"Rozegrali dwie sesje i byli bardzo z tego faktu zadowoleni."
OdpowiedzUsuńDwie przygody plus fazę zimową, nie dwie sesje. Czyli jeden rok kampanijny (późną wiosnę i wczesną jesień). Za kogo mnie masz. ;) Jak testować, to porządnie. :)
Mógłbym teraz twierdzić, że napisałem to specjalnie, żeby sprawdzić, czy ktoś to w ogóle czyta;) Tak nie było, ale jestem serio zaskoczony, że ktoś przeczytał! Poprawione oczywiście, absolutnie nie uważam, że należysz do ludzi, którzy np. recenzują gry po przeczytaniu instrukcji;P
Usuń