Diefenbach

Diefenbach

czwartek, 31 grudnia 2020

Rok 2020 w erpegowej miniaturce

Koniec roku, czas podsumowań, jak zwykle. W sumie to (również jak zwykle) nie planowałem niczego pisać, ale przeczytawszy kilka podsumowań autorstwa osób, których teksty lubię czytać i mnie naszła ochota na skrobnięcie paru słów. Wobec upadku idei notatek na fejsie - piszę tutaj, reanimując nieco przykurzonego blogaska.

Ostatni rok był bardzo płodny erpegowo (to już chyba trzeci taki rok z rzędu). Nie liczyłem dokładnej liczby zagranych sesji, myślę, że było ich z 70, takich które mogę na sto pro zliczyć było 51.

Oczywistym jest, że większość z tych rozgrywek miała miejsce po sieci, ze względów wiadomych (notka dla archeologów czytających to za 10 lat – 2020 to rok pandemii tzw. koronawirusa, wszystko zamknięte, ludzie siedzą po domach, wychodzą tylko do pracy i po zakupy, żeby przypadkiem Pan Kapitalis nie upadł i sobie głupiego ryja nie rozwalił). Ostatecznie przekonałem się do grania po sieci, dostrzegając jego liczne zalety (w kampaniach eksploracyjnych mgła wojny i wrzucanie obrazków to piękna sprawa), identyfikując również wady, które wcześniej powstrzymywały mnie przed docenieniem takiej formy (gra musi mieć odpowiednią dynamikę, żeby była strawna, nie może być przegadana i zbyt statyczna, to musi być gra o działaniu, nie o np. emocjach).

Jaki to miało szczegółowy wpływ na rozgrywane z moim udziałem kampanie? Prześledźmy po kolei:

Szmaragdowy Las. Kampania nie wytrzymała starcia z pandemią. Zaraz po pierwszych obostrzeniach została zawieszona i chyba już nie zostanie wskrzeszona, a przynajmniej nie w dotychczasowej formie. Była to przynajmniej okazja do przemyślenia paru spraw. Jeśli do niej wrócimy to na pewno na innej mechanice (Prince Valiant jest najbardziej prawdopodobny).

Forbidden Lands (tu gram). Kolejna poległa. Walczyła dłużej, zagraliśmy kilka sesji online, latem spotkaliśmy się chyba ze 3, czy 4 razy, ale przedłużające się przerwy, problemy z frekwencją i rotacja graczy ostatecznie położyły temat. Teoretycznie – zawieszona, w praktyce – stwierdzam zgon, bo umar.

Oldhammer (tu też gram). Gładko przeszliśmy na online, zagraliśmy chyba z 10 sesji, więc nieźle. Niestety – granie po sieci uwidoczniło jaka to jest jajuwa. Podczas 4 godzin gry w innych kampaniach gracze zdążą przejść pół świata i stoczyć pięć bitew. Tutaj w tym czasie pogadamy z dwoma enpecami i raz na trzy spotkania kogoś sklepiemy. Trochę skansen, ale już dawno temu mówiłem, że ta kampania ma wartość głównie nostalgiczną.

Awanturnicy z Czarnego Wybrzeża. Zaczęliśmy na początku pandemii, skończyliśmy kiedy był na to czas. Fajna gra, która pokazała jednak parę problemów (szerzej o tym u Ifryta) i pozwoliła na wdrożenie się w granie online.

Magiczny Miecz. 27 sesji za nami, gra się super. Gramy dosłownie co tydzień (z małą przerwą świąteczną), jest więc flow, jest klimat, jest frustracja (gracze to weterani, więc dokręcam im śrubę), ale i tym większa radość z sukcesów. Jest też testowanie nowej mechaniki, która prędzej czy później wyewoluuje w nowy system.

Bogowie Wikingów. Jedna sesja solo z Roberdem, kiedy nie udało się zebrać ekipy do Magicznego Miecza. Testujemy mechanikę, ów nowy system, o którym wspomniałem wyżej. Bardzo planszówkowo, bardzo szybko (pierwsza ledwie dwugodzinna sesja to prawie czterdzieści dni w świecie gry), bardzo improwizowanie. Gra o eksploracji, założeniem jest, że kampania może trwać całe lata in-game. Pewnie coś więcej o tym napiszę kiedyś.

***

Tyle o graniu. A co z pisaniem? Jak stali czytelnicy zauważyli – piszę zdecydowanie mniej. Zrezygnowałem z raportów, które stały mi się obmierzłymi. No, może nie do końca, bo spisuję bardzo skrótowe notki z Magicznego Miecza, które publikuję na fejsowej grupce o starych grach (jednej z nich). Jak się zbiorę to wrzucę je też na blogaska.

Głównym powodem spadku efektywności prowadzenia bloga są jednak powody pozamerytoryczne i banalne. Od połowy roku zacząłem drugą pracę, czasu na hobby mam więc zdecydowanie mniej. Wolę go poświęcać na szykowanie kampanii i szlifowanie własnych reguł, zamiast na pisanie na bloga. Tyle, proza życia.

***

Fajną inicjatywą był Głos Piwnicy, nawet udało mi się coś napisać do ostatniego numeru. Szkoda, że projekt upadł. Skavenloft w ogóle jest jedną z pozytywniejszych osób fandomu. 

***

Kilka lat temu w jakimś podsumowaniu widziałem, że ktoś opisał mój blog słowami autor wyraża swoje opinie w dosadny sposób. Chyba dawno tego nie robiłem, więc czas wrócić do zabawy.

Rzygać mi się chce na model wydawniczy polegający na zbiórkach. Nie będę wspierał już żadnych, jak będę chciał coś sobie kupić to pójdę do sklepu. Kutasiarzom, którzy wzięli kasę i nie potrafią dowieźć tematu od trzech lat (Driftwood Verses, o polskich tuzach nie wspomnę, bo ich akurat nie wsparłem), cwaniaczkom robiącym skład w MS Word do książki za kilkadziesiąt zyli, fachowcom zatrudniającym do pisania materiałów ludzi dumnych z nieczytania podręczników, mistrzom chybionych tłumaczeń i zatrudniającym zjebanych kumpli mówię: jesteście chuj warci. W dupie mam wspieranie rynku.

***

Załapałem się na jeden konwent w tym roku. Zjava 2020 była super imprezą. Bardzo żałuję Coperniconu, który zawsze też jest super imprezą. W konwentach online nie uczestniczyłem, bo nie miałem czasu.

***

Oby kolejny rok był lepszy od poprzedniego (ogólno - życiowo) oraz jednocześnie co najmniej tak samo dobry (erpegowo). 

7 komentarzy:

  1. Mam wrażenie, że granie online pomału zaczęło wypierać tradycyjne - pomoce graficzne, mgła wojny, szybkie rzuty kostkami (pewnie nawet T&T dałoby się znośnie prowadzić w ten sposób), plansze etc. Mimo wszystkich niedogodności (problemy techniczne itp.) uważam, że tu jest przyszłość RPG, a pandemia tylko to przyspieszyła. No i najważniejsze - ludzie z kilku miast mogą regularnie grywać razem. Tylko po co kupowałem te wszystkie figurki? XD

    Podobnie jak ja (a odwrotnie niż np. Ifryt) przejawiasz skłonności do grania w długotrwałe kampanie i raczej tworzysz własne zasady, niż poznajesz nowe systemy. Choć z tym ostatnim i tak lepiej stoisz, bo ja jestem leniem i wstecznikiem ;)

    Magiczny Miecz bardzo mi przypadł do gustu, Czarny Krzyż zresztą też, ale chyba wolę klasyczne fantasy od postapokalipsy. Maurycjusz (notka dla historyka: prowadzony przeze mnie F-M 6) zapisał się w annałach i zwyczajnie się o niego boję, stąd ogromna momentami frustracja XD natomiast bardzo ciekawie zapowiadają się Bogowie Wikingów. Przypomina to trochę moją śp. kampanię w T&T, bo tam też barbarzyńcy snuli się po lesie w poszukiwaniu wpierdolu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Figurki jeszcze kiedyś się przydadzą, chociaż ja swoje już jakiś czas temu schowałem do pudła.

      Faktycznie, nie napisałem ile nowych systemów udało mi się zagrać, albo chociaż przeczytać. A nie wspomniałem o tym, bo lista byłaby bardzo krótka. W porównaniu do wielu innych osób zainteresowanych erpegami jako hobby ja również jestem wstecznikiem i leniem. Zapoznałem się z kilkoma OSRami, Morkiem Borkiem i to w zasadzie tyle. Przeczytałem chyba więcej dyskusji o erpegach, niż samych gier.

      Usuń
  2. Coś w tym jest, że lepiej poświęcić czas na granie i przygotowywanie sesji niż pisanie w internecie. Dzięki za wskazówkę, gdzie można poczytać o Twoich sesjach. Będę zaglądał na tę grupę na FB (obserwował to raczej nie, bo jak widzę, masa tam nic niewnoszących wpisów).

    Jakbyście kiedyś organizowali jakieś kolejne jednostrzały, to pamiętajcie o mnie. W dłuższej kampanii niekoniecznie chciałbym brać udział, ale dobrze mi się z Wami grało i chętnie też potestuję nowe zasady, jakby było trzeba.

    Co do zbiórek, to jestem bardzo ostrożny. Na szczęście jeszcze się nie przejechałem na żadnej. Ostatnio kilka wsparłem (wymieniłem je u siebie na blogu), mam nadzieję, że mnie nie zaskoczą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całe szczęście w ustawieniach grupy można włączyć, żeby dostawać powiadomienia o postach znajomych. Zresztą, tak jak pisałem - od czasu do czasu wrzucę raporty zbiorczo na bloga, żeby nic nie umknęło w czeluściach fejsa.

      Będziemy pamiętać:) Akurat w wypadku Bogów Wikingów skończyło się na solu Roberta bo na umówiony termin nie pojawił się nikt więcej z ekipy MM (o takiej możliwości zresztą uprzedzali, mieliśmy zawirowania z terminem w tym tygodniu).

      W zbiórkach męczy mnie już sama formuła kupowania kota w worku, długiego oczekiwania i dramatycznie niskiej jakości. Od tego jest wydawnictwo, do cholery, żeby wziąć na siebie odpowiedzialność, a nie tylko zebrać pieniądze (często przesadzone, zresztą, zwłaszcza w porównaniu do amatorskiej jakości) i rzemieślniczo zrobić ograniczoną liczbę egzemplarzy, które potem nie są nigdzie dostępne. Gęby pełne frazesów o budowaniu masowego rynku, a faktyczne działania to budowanie rynku dla 200-300 kumpli i kolekcjonerów. Zbiórek typu FL nie zaliczam do tej samej kategorii, bo te gry są potem normalnie dostępne w sklepach.

      Usuń
    2. Ja wszedłem w trzy zbiórki, dwie się sprawdziły (Wampir i Ostrza w mroku), z jedną ktotowie (Kult), więc na razie mam wrażenia na plus. Ale generalnie też wolałbym, żeby rynek wydawniczy całkowicie się na nie nie przestawił.

      Usuń
    3. Ostrza w mroku się tak sprawdziły, że tłumaczenie zmienia oryginalne zasady gry. Więc wciąż - dziękuję, postoję.

      Usuń
    4. A o tym to ja nie słyszałem :D Muszę się rozejrzeć w sieci ;)

      Usuń