Występują:
Johann (Pablo) – człowiek,
złodziej,
Konrad (Franz) – człowiek,
kanciarz,
Stefan (Reiner) – człowiek, hiena
cmentarna,
Dietmar (Tiamat) – człowiek, były
akolita Sigmara,
Rufus (Wiaderny) – niziołek, rzemieślnik.
Czas: Nachhexen 2521
Miejsce: Nuln i okolice
W końcu, po wielu perypetiach,
namowach i negocjacjach udało nam się rozpocząć kampanię Warhammera. Mechanika
to 2ed., ale mocno zmodyfikowana, wzbogacana sukcesywnie o pojawiające się
spontanicznie pomysły.
Założenie było takie, że Dzielni
Bohaterowie już się znają, co więcej mieszkają razem w malutkim pokoiku
wynajmowanym od Frau Helgi tuż przy granicy Labiryntu w Neustadt, Nuln. Odpadła
więc konieczność przedstawiania i opisywania, wszyscy wiedzieli kim są
pozostali, widzieli zdjęcia, więc rzuciliśmy się od razu do gry.
Krótkie wprowadzenie: BG urodzili
się w Wittgendorfie, tam spędzili pierwsze kilkanaście lat swojego życia.
Niestety, wioska została dość niespodziewanie i nagle dotknięta taką biedą
(zaraza plonów, choroby zwierząt i ludzi), że nie dało się już wytrzymać.
Dodatkowo było jeszcze coś, coś bardziej złowieszczego, o czym jednak głośno
się nie mówiło, zwłaszcza przy dzieciach. Mieszkańcy zdecydowali się zatem na
desperacki krok wysłania swych dzieci w pełną niebezpieczeństw podróż do Nuln,
aby tam zarobiły pieniądze i wróciły pomóc staruszkom. Plan udał się częściowo,
bo do samego Nuln dotarła jedynie naszych pięciu zawodników, reszta została
porwana przez bandytów, którzy napadli ich na pierwszym z brzegu zakręcie.
Bohaterowie siedzieli przy stole
w swoim nędznym pokoiku i patrzyli na ostatnie kilka pensów, które im zostało.
Zastanawiali się na co je wydać, czy na jedzenie, czy może lepiej na opał. Rozmyślania
zostały przerwane przez wizytę ich znajomego przedstawiciela lumpenproletariatu
– Odo, który przyniósł pomysł na zarobek. Wymyślił mianowicie, żeby BG zapisali
się do straży kanałowej, co pozwoli im bezkarnie wchodzić do bogatych domów
przez klopy i dokonywać zuchwałych kradzieży.
Pomysł spotkał się z raczej
chłodnym przyjęciem, w końcu skoro to takie proste, to czemu wcześniej nikt na
to nie wpadł, poza tym babranie się w gównie to słaby pomysł na życie.
Coś trzeba jednak w życiu robić,
zatem BG wyszli do miasta zarobić trochę grosza, kupić jedzenie i opał. Oraz
piwo. Niestety skromne fundusze (6 pensów) pozwoliły na zakup jednego piwa w
Pijanym Szczurze. W trakcie negocjacji co do ceny BG niespodziewanie dostali
dość podejrzaną propozycję pracy bez szczegółów co w zasadzie mieliby zrobić ani
bez podania wynagrodzenia. Zależało im na browarze, więc przystali na
propozycję. Dowiedzieli się, że następnego dnia mają się stawić dwie godziny po
zmroku na Placu Łojowym, gdzie będzie na nich czekał ewentualny pracodawca.
Pokrzepieni tą nadzieją ruszyli
dalej w miasto, dokładnie na rzeczony Plac Łojowy. Tam kupili bochenek chleba
oraz wstąpili do baru U Długobrodego, gdzie Konrad spróbował swych sił w grze w
kości. Skończyło się to ogólną rozpierduchą, całe szczęście Dietmar był w
pobliżu i do spółki z Johannem spacyfikował napastników. Dodatkowo korzystając
z czytelniczych zdolności Dietmara dowiedzieli się ze słupa ogłoszeniowego, że
niejaki Kapitan Schöller poszukuje kandydatów do łatwej i dobrze płatnej pracy
w porcie.
Potem Johann próbował podwędzić
kiełbę ze straganu, co skończyło się dosłownym złapaniem go za rękę przez
wielkiego rzeźnika. Konrad pośpieszył z pomocą, co skończyło się zamieszkami i
interwencją straży miejskiej. Konrad dzięki temu, że jest Bardzo Szybki i potrafi
dać Chodu! jakoś sobie poradził, niestety Johann został trochę poturbowany.
Oczekując na spotkanie na Placu
Łojowym drużyna zajęła się głównie jedzeniem (Rufus przygotował zupę z buraków)
i spaniem, Konrad natomiast ruszył w miasto, żeby zarobić. Po drodze spotkał
swojego fumfla Hansa i razem w duecie zaczęli szukać frajerów do obrobienia. Szło
im różnie, parokrotnie musieli szybko wycofywać się na z góry upatrzone
pozycje. Nie zarobili wiele, ale umówili się na kolejne akcje w przyszłości.
W końcu doszło do spotkania z
pracodawcą. Okazał się nim, a jakże, podejrzany jegomość w czarnym płaszczu i
kapturze na twarzy. Drużyna nie dowiedziała się niczego szczególnego poza tym,
że następnego dnia o świcie mają się stawić w tym samym miejscu, w jednej z
bocznych zapuszczonych uliczek i tam dostaną kolejne instrukcje. Tak też się
stało, stawiwszy się o świcie w umówionym miejscu BG otrzymali sporą skrzynię,
30 szylingów delegacji i polecenie dostarczenia pakunku do rąk własnych Gorima
Wielkiego Młota – kierownika kopalni węgla w Czarnych Szczytach w okolicach
Grissenwaldu. Skrzynka potrzebna jest tam subito, więc nie ma marudzenia tylko
jazda do portu.
W porcie udało się bez problemu
znaleźć statek pasażerski i po chwili drużyna śmigała w dół Reiku. W
międzyczasie dzielna załoga stwierdziła dzięki Czułemu Słuchowi co niektórych,
że ze skrzyni którą pobrali wydobywa się podejrzane brzęczenie. Szybka inspekcja
ze strony Stefana wykazała, że za pokaźną kłódką czeka co najmniej
kilkadziesiąt koron w monalizie drobnej. Albo innych metalowych krążków, np. ogniw kolczugi. Wywiązała
się krótka dyskusja czy przypadkiem nie zdefraudować powierzonych dóbr, jednak
opcja lojalnościowa ostatecznie zwyciężyła i skrzynia pozostała nienaruszona.
W Grissenwaldzie załoga
przesiadła się na wóz niejakiego Klausa, który zgodził się za szylinga od łebka
zawieźć ich do Czarnych Szczytów. Podróż przez zamglony i mroczny las
przebiegła bez zakłóceń, pomijając fakt, że Stefan czuł wyraźnie, że ktoś ich
śledzi (Szósty Zmysł ftw!). Zwiad dokonany przez Konrada niczego jednak nie
wykazał.
Wóz z Klausem i bohaterami dotarł
bez większych przeszkód do kopalni. Tam drużyna została ciepło przyjęta przez
komitet powitalny krasnoludów z Gorimem na czele. Przekazali skrzynkę, odebrali
pokwitowanie i dowiedzieli się, że nadawcą przesyłki ma być niejaki Fogi
Nohulsson. Krasnolud. Skrzynia zawierała wypłatę dla górników, w związku z czym
w fabryce odtrąbiono fajrant i zaczęła się impreza. Każdy radził sobie jak
umiał, Dietmar wygrał konkurs siłowania na rękę, drużyna zarobiła parę kwitów
na zakładach, Rufus ustrzelił pustą butelkę z procy. Było wiele radości.
Poranek niestety nie był już taki
lekki jak noc. Dietmar obudził się z potężnym kacem. Klaus ledwo stał, ale w
końcu udało się go doprowadzić do stanu używalności i załoga ruszyła z powrotem
do Grissenwaldu.
Podróż nie była jednak tak
spokojna jak się tego spodziewali. Ostrzeżeni Szóstym Zmysłem Stefana
bohaterowie stawili czoła zasadzce zastawionej przez zwierzoludzi. Dietmar,
Stefan i Johann związali walką czterech napastników, Rufus z procy powalił
jednego, Konrad trzymał się z tyłu i wyglądał okazji do ucieczki, zaś Klaus
padł na podłogę wozu przerażony. Niestety, w pierwszym szturmie poległy oba
konie, więc wóz się zatrzymał. Trójka walczących dzielnie stawała gdy nagle z
tyłu wyskoczyło kolejnych trzech beastmenów. Rufus z miejsca odstrzelił
jednego, ale dwóch pozostałych dostało się na wóz. Na ich drodze znalazł się
Klaus, który został zmasakrowany, zaś droga na tyły pierwszego szeregu stanęła
otworem. Groźnej sytuacji zaradził Konrad spierdalając wzdłuż drogi i
odciągając za sobą dwóch napastników. Dietmarowi dawał się we znaki kac, więc
nie popisał się szczególnie. Mówiąc wprost – ostro pobrał. Całe szczęście
Stefan wyczyniał cuda swym szpadlem, Johann dzielnie dźgał sztyletem, a Rufus
walił z procy, w związku z czym udało się odeprzeć atak. Stefan po zakończeniu
starcia dostrzegł między drzewami oddalającą się sylwetę jakby zakapturzonego
jeźdźca na koniu, ale nie do końca był pewien co to było.
Stefan jako Hiena Cmentarna nie
mógł zrobić w tym momencie nic innego jak tylko przetrzepać martwego Klausa w
poszukiwaniu zapłaconych mu szylingów. Udało się, chociaż jednego skitrał tak,
że przepadł bezpowrotnie.
Tymczasem Konrad zapierdalał dzielnie
drogą powrotną do Czarnych Szczytów, mimo że od jakiegoś czasu nikt go już nie
gonił. W końcu dobiegł na miejsce i sprowadził kilku krasnoludów do pomocy.
Zanim dotarli na miejsce minęło trochę czasu, ale ich pomoc okazała się
nieoceniona, bo Dietmar był nieprzytomny i zdecydowanie potrzebował pomocy
medycznej. Krasnoludy wzięły go na plecy i kompania ruszyła do Grissenwaldu.
Tam udało się znaleźć operującego w piwnicznej izbie felczera, który pobrał
wynagrodzenie i doprowadził Dietmara do stanu względnej używalności.
Krasnoludy ruszyły z powrotem do
kopalni, zaś załoga najęła załatwioną przez Johanna łódź i ruszyła z powrotem
do Nuln. Odstawili Dietmara do domu i poszli po wynagrodzenie. Dostali kilka
pytań i 10 szylingów na głowę.
Po nocnym odpoczynku - następnego
dnia każdy ruszył załatwiać swoje sprawy. Pod wieczór Konrad spotkał się z
Hansem i ruszył w miasto. Szło im wybornie, kiesa napełniła się sporą ilością
srebra. W związku z tym noc zakończyła się suto zakrapianą imprezą na
kwadracie. Johannowi się poszczęściło z jedną z zaproszonych koleżanek, reszta
była zbyt pijana i pozbawiona taktu.
Z poczuciem dobrze spełnionego
obowiązku wszyscy posnęli.
Uwagi:
- kości z 3ed. są genialne, rzucanie nimi w lżejszych momentach sprawdza się znakomicie, wszyscy doskonale się bawią interpretując wyniki z symboli
- jak zwykle – drużynowy tank przez słabe rzuty padł nie stwarzając wielkiego zagrożenia, leszcze jakoś sobie poradziły.
Pierwszy! Hehe, a tak na poważnie. Jestem pod wrażeniem! Podoba mi się styl i forma. Wbijam bloga do swoich Zakładek!
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o komentarz do sesji 1. No cóż, życie pizga, Stary Świat nie zna litości nad mojemi postaciami. Miał problemy z kośćmi Wolmar (chwilowo rozwiązane), ma problemy Dietmar. Na szczęście Matka Natura lubi równowagę, więc gdy w dupę dostaje Akolita (upadły. Chwilowo!) szczęści się Niziołkom, Hienom czy nawet Kanciarzom. Wychodzi mniej więcej na zero. Chociaż nie ukrywam, że jestem w trakcie zakupu własnej broni, a wtedy... DRŻYJCIE CHAOTYCZNE KURESTWA!!!
Witam serdecznie Dietmara! Nie będziesz miał problemów z kościami jak przyniesiesz swoje - karma is a bitch.
OdpowiedzUsuńA jaką to własną broń właśnie kupujesz? Chyba wypadałoby, żebym wiedział, nespa?
Wam powiem, że życie to nie bajka i nie głaszcze nas po jajkach Dietmarze.
OdpowiedzUsuńUważam, że powinieneś zainwestować w zbroję jakąś bo z bronią wam nie szło za bardzo, a zbroję starczy ubrać.
Trzeba oddać sprawiedliwość Dietmarowi, że jak się zamachnął na Rufusa to trafił.
OdpowiedzUsuń