Diefenbach

Diefenbach

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Dzieci Wittgendorfu odcinek 1 – Czarne Szczyty

Występują:

Johann (Pablo) – człowiek, złodziej,
Konrad (Franz) – człowiek, kanciarz,
Stefan (Reiner) – człowiek, hiena cmentarna,
Dietmar (Tiamat) – człowiek, były akolita Sigmara,
Rufus (Wiaderny) – niziołek, rzemieślnik.

Czas: Nachhexen 2521

Miejsce: Nuln i okolice

W końcu, po wielu perypetiach, namowach i negocjacjach udało nam się rozpocząć kampanię Warhammera. Mechanika to 2ed., ale mocno zmodyfikowana, wzbogacana sukcesywnie o pojawiające się spontanicznie pomysły.

Założenie było takie, że Dzielni Bohaterowie już się znają, co więcej mieszkają razem w malutkim pokoiku wynajmowanym od Frau Helgi tuż przy granicy Labiryntu w Neustadt, Nuln. Odpadła więc konieczność przedstawiania i opisywania, wszyscy wiedzieli kim są pozostali, widzieli zdjęcia, więc rzuciliśmy się od razu do gry.

Krótkie wprowadzenie: BG urodzili się w Wittgendorfie, tam spędzili pierwsze kilkanaście lat swojego życia. Niestety, wioska została dość niespodziewanie i nagle dotknięta taką biedą (zaraza plonów, choroby zwierząt i ludzi), że nie dało się już wytrzymać. Dodatkowo było jeszcze coś, coś bardziej złowieszczego, o czym jednak głośno się nie mówiło, zwłaszcza przy dzieciach. Mieszkańcy zdecydowali się zatem na desperacki krok wysłania swych dzieci w pełną niebezpieczeństw podróż do Nuln, aby tam zarobiły pieniądze i wróciły pomóc staruszkom. Plan udał się częściowo, bo do samego Nuln dotarła jedynie naszych pięciu zawodników, reszta została porwana przez bandytów, którzy napadli ich na pierwszym z brzegu zakręcie.

Bohaterowie siedzieli przy stole w swoim nędznym pokoiku i patrzyli na ostatnie kilka pensów, które im zostało. Zastanawiali się na co je wydać, czy na jedzenie, czy może lepiej na opał. Rozmyślania zostały przerwane przez wizytę ich znajomego przedstawiciela lumpenproletariatu – Odo, który przyniósł pomysł na zarobek. Wymyślił mianowicie, żeby BG zapisali się do straży kanałowej, co pozwoli im bezkarnie wchodzić do bogatych domów przez klopy i dokonywać zuchwałych kradzieży.

Pomysł spotkał się z raczej chłodnym przyjęciem, w końcu skoro to takie proste, to czemu wcześniej nikt na to nie wpadł, poza tym babranie się w gównie to słaby pomysł na życie.
Coś trzeba jednak w życiu robić, zatem BG wyszli do miasta zarobić trochę grosza, kupić jedzenie i opał. Oraz piwo. Niestety skromne fundusze (6 pensów) pozwoliły na zakup jednego piwa w Pijanym Szczurze. W trakcie negocjacji co do ceny BG niespodziewanie dostali dość podejrzaną propozycję pracy bez szczegółów co w zasadzie mieliby zrobić ani bez podania wynagrodzenia. Zależało im na browarze, więc przystali na propozycję. Dowiedzieli się, że następnego dnia mają się stawić dwie godziny po zmroku na Placu Łojowym, gdzie będzie na nich czekał ewentualny pracodawca.

Pokrzepieni tą nadzieją ruszyli dalej w miasto, dokładnie na rzeczony Plac Łojowy. Tam kupili bochenek chleba oraz wstąpili do baru U Długobrodego, gdzie Konrad spróbował swych sił w grze w kości. Skończyło się to ogólną rozpierduchą, całe szczęście Dietmar był w pobliżu i do spółki z Johannem spacyfikował napastników. Dodatkowo korzystając z czytelniczych zdolności Dietmara dowiedzieli się ze słupa ogłoszeniowego, że niejaki Kapitan Schöller poszukuje kandydatów do łatwej i dobrze płatnej pracy w porcie.

Potem Johann próbował podwędzić kiełbę ze straganu, co skończyło się dosłownym złapaniem go za rękę przez wielkiego rzeźnika. Konrad pośpieszył z pomocą, co skończyło się zamieszkami i interwencją straży miejskiej. Konrad dzięki temu, że jest Bardzo Szybki i potrafi dać Chodu! jakoś sobie poradził, niestety Johann został trochę poturbowany.

Oczekując na spotkanie na Placu Łojowym drużyna zajęła się głównie jedzeniem (Rufus przygotował zupę z buraków) i spaniem, Konrad natomiast ruszył w miasto, żeby zarobić. Po drodze spotkał swojego fumfla Hansa i razem w duecie zaczęli szukać frajerów do obrobienia. Szło im różnie, parokrotnie musieli szybko wycofywać się na z góry upatrzone pozycje. Nie zarobili wiele, ale umówili się na kolejne akcje w przyszłości.

W końcu doszło do spotkania z pracodawcą. Okazał się nim, a jakże, podejrzany jegomość w czarnym płaszczu i kapturze na twarzy. Drużyna nie dowiedziała się niczego szczególnego poza tym, że następnego dnia o świcie mają się stawić w tym samym miejscu, w jednej z bocznych zapuszczonych uliczek i tam dostaną kolejne instrukcje. Tak też się stało, stawiwszy się o świcie w umówionym miejscu BG otrzymali sporą skrzynię, 30 szylingów delegacji i polecenie dostarczenia pakunku do rąk własnych Gorima Wielkiego Młota – kierownika kopalni węgla w Czarnych Szczytach w okolicach Grissenwaldu. Skrzynka potrzebna jest tam subito, więc nie ma marudzenia tylko jazda do portu.

W porcie udało się bez problemu znaleźć statek pasażerski i po chwili drużyna śmigała w dół Reiku. W międzyczasie dzielna załoga stwierdziła dzięki Czułemu Słuchowi co niektórych, że ze skrzyni którą pobrali wydobywa się podejrzane brzęczenie. Szybka inspekcja ze strony Stefana wykazała, że za pokaźną kłódką czeka co najmniej kilkadziesiąt koron w monalizie drobnej. Albo innych metalowych krążków, np. ogniw kolczugi. Wywiązała się krótka dyskusja czy przypadkiem nie zdefraudować powierzonych dóbr, jednak opcja lojalnościowa ostatecznie zwyciężyła i skrzynia pozostała nienaruszona.

W Grissenwaldzie załoga przesiadła się na wóz niejakiego Klausa, który zgodził się za szylinga od łebka zawieźć ich do Czarnych Szczytów. Podróż przez zamglony i mroczny las przebiegła bez zakłóceń, pomijając fakt, że Stefan czuł wyraźnie, że ktoś ich śledzi (Szósty Zmysł ftw!). Zwiad dokonany przez Konrada niczego jednak nie wykazał.

Wóz z Klausem i bohaterami dotarł bez większych przeszkód do kopalni. Tam drużyna została ciepło przyjęta przez komitet powitalny krasnoludów z Gorimem na czele. Przekazali skrzynkę, odebrali pokwitowanie i dowiedzieli się, że nadawcą przesyłki ma być niejaki Fogi Nohulsson. Krasnolud. Skrzynia zawierała wypłatę dla górników, w związku z czym w fabryce odtrąbiono fajrant i zaczęła się impreza. Każdy radził sobie jak umiał, Dietmar wygrał konkurs siłowania na rękę, drużyna zarobiła parę kwitów na zakładach, Rufus ustrzelił pustą butelkę z procy. Było wiele radości.

Poranek niestety nie był już taki lekki jak noc. Dietmar obudził się z potężnym kacem. Klaus ledwo stał, ale w końcu udało się go doprowadzić do stanu używalności i załoga ruszyła z powrotem do Grissenwaldu.

Podróż nie była jednak tak spokojna jak się tego spodziewali. Ostrzeżeni Szóstym Zmysłem Stefana bohaterowie stawili czoła zasadzce zastawionej przez zwierzoludzi. Dietmar, Stefan i Johann związali walką czterech napastników, Rufus z procy powalił jednego, Konrad trzymał się z tyłu i wyglądał okazji do ucieczki, zaś Klaus padł na podłogę wozu przerażony. Niestety, w pierwszym szturmie poległy oba konie, więc wóz się zatrzymał. Trójka walczących dzielnie stawała gdy nagle z tyłu wyskoczyło kolejnych trzech beastmenów. Rufus z miejsca odstrzelił jednego, ale dwóch pozostałych dostało się na wóz. Na ich drodze znalazł się Klaus, który został zmasakrowany, zaś droga na tyły pierwszego szeregu stanęła otworem. Groźnej sytuacji zaradził Konrad spierdalając wzdłuż drogi i odciągając za sobą dwóch napastników. Dietmarowi dawał się we znaki kac, więc nie popisał się szczególnie. Mówiąc wprost – ostro pobrał. Całe szczęście Stefan wyczyniał cuda swym szpadlem, Johann dzielnie dźgał sztyletem, a Rufus walił z procy, w związku z czym udało się odeprzeć atak. Stefan po zakończeniu starcia dostrzegł między drzewami oddalającą się sylwetę jakby zakapturzonego jeźdźca na koniu, ale nie do końca był pewien co to było.

Stefan jako Hiena Cmentarna nie mógł zrobić w tym momencie nic innego jak tylko przetrzepać martwego Klausa w poszukiwaniu zapłaconych mu szylingów. Udało się, chociaż jednego skitrał tak, że przepadł bezpowrotnie.

Tymczasem Konrad zapierdalał dzielnie drogą powrotną do Czarnych Szczytów, mimo że od jakiegoś czasu nikt go już nie gonił. W końcu dobiegł na miejsce i sprowadził kilku krasnoludów do pomocy. Zanim dotarli na miejsce minęło trochę czasu, ale ich pomoc okazała się nieoceniona, bo Dietmar był nieprzytomny i zdecydowanie potrzebował pomocy medycznej. Krasnoludy wzięły go na plecy i kompania ruszyła do Grissenwaldu. Tam udało się znaleźć operującego w piwnicznej izbie felczera, który pobrał wynagrodzenie i doprowadził Dietmara do stanu względnej używalności.

Krasnoludy ruszyły z powrotem do kopalni, zaś załoga najęła załatwioną przez Johanna łódź i ruszyła z powrotem do Nuln. Odstawili Dietmara do domu i poszli po wynagrodzenie. Dostali kilka pytań i 10 szylingów na głowę.

Po nocnym odpoczynku - następnego dnia każdy ruszył załatwiać swoje sprawy. Pod wieczór Konrad spotkał się z Hansem i ruszył w miasto. Szło im wybornie, kiesa napełniła się sporą ilością srebra. W związku z tym noc zakończyła się suto zakrapianą imprezą na kwadracie. Johannowi się poszczęściło z jedną z zaproszonych koleżanek, reszta była zbyt pijana i pozbawiona taktu.

Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku wszyscy posnęli.

Uwagi:

  • kości z 3ed. są genialne, rzucanie nimi w lżejszych momentach sprawdza się znakomicie, wszyscy doskonale się bawią interpretując wyniki z symboli
  •  jak zwykle – drużynowy tank przez słabe rzuty padł nie stwarzając wielkiego zagrożenia, leszcze jakoś sobie poradziły.

4 komentarze:

  1. Pierwszy! Hehe, a tak na poważnie. Jestem pod wrażeniem! Podoba mi się styl i forma. Wbijam bloga do swoich Zakładek!
    A jeśli chodzi o komentarz do sesji 1. No cóż, życie pizga, Stary Świat nie zna litości nad mojemi postaciami. Miał problemy z kośćmi Wolmar (chwilowo rozwiązane), ma problemy Dietmar. Na szczęście Matka Natura lubi równowagę, więc gdy w dupę dostaje Akolita (upadły. Chwilowo!) szczęści się Niziołkom, Hienom czy nawet Kanciarzom. Wychodzi mniej więcej na zero. Chociaż nie ukrywam, że jestem w trakcie zakupu własnej broni, a wtedy... DRŻYJCIE CHAOTYCZNE KURESTWA!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam serdecznie Dietmara! Nie będziesz miał problemów z kościami jak przyniesiesz swoje - karma is a bitch.

    A jaką to własną broń właśnie kupujesz? Chyba wypadałoby, żebym wiedział, nespa?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wam powiem, że życie to nie bajka i nie głaszcze nas po jajkach Dietmarze.
    Uważam, że powinieneś zainwestować w zbroję jakąś bo z bronią wam nie szło za bardzo, a zbroję starczy ubrać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzeba oddać sprawiedliwość Dietmarowi, że jak się zamachnął na Rufusa to trafił.

    OdpowiedzUsuń