Diefenbach

Diefenbach

piątek, 28 marca 2014

Erpegi trafiają do mainstreamu

Zapewne wszyscy już czytali tekst w gazecie. Reakcja większości fandomu była łatwa do przewidzenia – nastąpiło klasyczne rozszczelnienie męskiej szatni (chociaż są też głosy rozsądne). Nie będę cytował tego, co na cytaty nie zasługuje. Za to, my thoughts exactly:


Auch: najobrzydliwsza rzecz, jaką widziałem od długiego czasu.

środa, 26 marca 2014

Dzieci Wittgendorfu odcinek 4 – Potwór ze wzgórz

Występują:
Johann (Pablo) – człowiek, żołnierz, ex-złodziej,
Konrad (Franz) – człowiek, żołnierz, ex-kanciarz,
Stefan (Reiner) – człowiek, żołnierz, ex-hiena cmentarna,
Dietmar (Tiamat) – człowiek, żołnierz, ex-upadły akolita Sigmara,
Rufus (Wiaderny) – niziołek, żołnierz, ex-rzemieślnik.

Czas: Pflugzeit 2521

Miejsce: Nachtdorf i okolice. Wioszczyna Rieneck.

Nasi dzielni bohaterowie zaczęli swój pobyt w Forcie od załatwienia paru spraw prywatnych i półprywatnych. Dietmar najął się jako posługacz w kaplicy Sigmara oraz wysępił od Helgi – kierowniczki magazynu – porządny młot z nadziakiem. Rufus cięgiem nachodził biednego Dimzada – pirotechnika zasypując go pytaniami. Na większość z nich otrzymał odpowiedzi, zaczął więc grzebać w granatach eksperymentując z długością lontu. Ćwiczył też technikę posługiwania się granatami, żeby w razie starcia odpowiednio ustawiać czas wybuchu. Johann znalazł nauczyciela szermierki (Jak on się nazywał?) oraz wykrył melinę prowadzoną przez Snorriego – sierżanta z Tymczasowej Kompanii Zwiadu Terenowego. Oczywiście, od razu zaczęły się zakupy hurtowych ilości bimbru. Stefan zadzierzgnął znajomość z kapłanem Morra Rudolfem Kertzfestem, zaoferował też pomoc w ewentualnych czynnościach przy zwłokach. Dowiedział się jednak, że nie ma z tym zbyt dużo pracy, bo gdy ktoś ginie to zwykle trudno jest odzyskać ciało w jednym kawałku. Konrad z kolei zaczął z miejsca szukać okazji do uchylania się od obowiązków. Próbował załatwić sobie przeniesienie do kwatermistrzostwa, ale zabrał się do tego od dupy strony i nic nie wskórał. Jedyne co mu się udało, to wręczyć pęk zebranych pod fortem kwiatów pomocnicy kwatermistrzyni – Amalie (bez szczególnych efektów).

Karty fabularne potrzebują trochę czasu na wdrożenie. Widać, że Gracze czują się mocno nieswojo kiedy mają coś sami wymyślić. Spoko, trochę praktyki i będzie działało.

Ponieważ drużyna stała się pododdziałem wojska, trzeba było ustalić kto będzie dowódcą. Ponieważ bohaterowie nie mogli się porozumieć, kpt. Kemp wyznaczył Dietmara na odpowiedzialne stanowisko kaprala. Dietmar przyjął awans z godnością i dumą.

Zaczęło się spokojnie, ale jak można było się domyślić, spokój nie potrwał długo. Już po dwóch dniach bohaterowie zostali wyrwani z łóżek przed świtem przez wrzaski sierżanta Snorriego. Szybkie zebranie sprzętu, odprawa u kpt. Kempa i drużyna wyruszyła na pierwszy patrol. Dietmar poczuł ciężar odpowiedzialności – dostał karę 50 batów za niedostateczne przygotowanie drużyny do wymarszu. Wypłata oczywiście po powrocie.

Wyprawa miała na celu zbadanie niepokojących wieści dochodzących z wioski Rieneck. Zbadanie i podjęcie kroków zaradczych, żeby było jasne. Dietmar usiadł nad mapą, opracował trasę marszu i drużyna wyruszyła w drogę.

Pogoda niestety nie sprzyjała. Pierwszego dnia padał niespodziewany śnieg, drugiego dnia natomiast deszcz. Dopiero trzeciego dnia nieco się przejaśniło.

Droga wypadła przez wioskę Jessen oraz przez Opactwo Lichtenfels, gdzie drużyna poznała kilku rycerzy Zakonu Miecza i Wagi pilnujących bramy klasztornej. Podróż przez las pomimo fatalnej pogody poszła całkiem sprawnie i bez większych zagrożeń. Nocleg w lesie też nie obfitował w niepokojące zdarzenia, Johannowi udało się w pełni wykorzystać nowo nabytą umiejkę Przetrwanie. Trzeciego dnia idący w awangardzie Stefan dostrzegł jakiś ruch w krzakach, ale istota (istoty?) obserwujące drużynę ulotniły się i nie przystąpiły do ataku. Za to Konrad dotkliwie potłukł sobie tyłek próbując prewencyjnie wejść na drzewo.

Opactwo Lichtenfels. Po lewej kordegarda - jedyne miejsce do którego mają wstęp świeccy goście.

Mechanika poruszania się po terenie działa dobrze. Mieliście dobre rzuty, więc nic poważnego się nie stało. Po pierwszej próbie stwierdzam, że nieźle wyważyłem poziom trudności. Właśnie o to chodziło, żeby problemy zdarzały się 1-2 razy na podróż, a nie co heks.

Przed południem trzeciego dnia drużyna dotarła do wioski Rieneck. Brama w palisadzie była zamknięta, z kominów nie unosił się dym, nie było słychać żadnych odgłosów. Bohaterowie podejrzliwie zbliżyli się do bramy. Zapukali i okrzyknęli się, zostali wpuszczeni do środka przy wtórze ostrzeżeń, żeby być cicho i szybko się schować do najbliższej chaty.

Już w ukryciu kierownik wioski wyjaśnił w czym rzecz. Kilka dni temu wioskę zaatakował gryf. Taki prawdziwy, w kutas wielki, skrzydła, dziób i pazury. Porwał nieco inwentarza i obrał okoliczne skałki za siedzibę. Chłopi próbowali go własnymi siłami przepędzić, ale ponieśli straty (trzech zabitych) i zostali zmuszeni do odwrotu. Od tego czasu gryf od czasu do czasu wykonuje loty patrolowe nad wioską wypatrując kogo by tu capnąć.

Bohaterowie od razu przystąpili do planu ubicia bestii. Koncepcje były różne, ale ostatecznie zwyciężył plan ‘na semi-banzaja’, czyli ‘zwabiamy gryfa do wioski i próbujemy go zestrzelić’. Co dalej – to się zobaczy.

Dietmar zgłosił się na przynętę, Rufus dostał rolę snajpera, Stefan i Johann mieli zapewnić wsparcie ogniowe. Konrad się obraził i schował w jednej z chat. Dietmar siłą odebrał mu karabin, żeby Rufus miał dwa. Pogoda nie sprzyjała, lał ulewny deszcz.

Kapral wlazł na dach poszarpany już przez gryfa, reszta zajęła stanowiska ogniowe na kilku innych chatach. Dietmar żeby zwrócić uwagę bestii zaczął machać rękami i drzeć się nieobyczajnie przez dziurę w dachu. Kilka minut to zajęło, ale w końcu przerośnięty kurczak raczył podnieść się z leża i zaczął kreślić okręgi nad wioską. Mało co było widać przez deszcz, poza ciemnym kształtem przesuwającym się na tle nieba.

Sprawdziwszy przedpole, gryf nagle! zaatakował. Dietmar ledwo zdążył schować się pod dachem. Po chwili nie było już pod czym się chować, bo stwór lotem koszącym rozwalił szczyt chaty. W tym momencie reszta drużyny miała ostrzelać niemilca, ale niestety kiedy zobaczyli gryfa w pełnej okazałości to zwątpili w swoje siły (czyli oblali test Grozy). Jedynie Konrad nie stracił ducha, ale on z kolei mało co mógł zrobić, bo siedział w jednej z chat bez broni i jedynie patrzył przez okno. Monstrum okazało się też nieco większe niż drużyna zakładała.


Gryf. Takiej wielkości jak napastnik z Rieneck.

Gryf wrócił na orbitę i zaczął wypatrywać kolejnych okazji do ataku. W tym momencie obnażone zostały niedostatki planu drużyny. Zaczęła się chaotyczna i szarpana potyczka z potworem. Wszyscy wcześniej czy później wyszli z szoku i zabrali się do ostrzeliwania niemilca. Wszyscy, poza Dietmarem, który miał koszmarnego pecha na kościach i leżał w zrujnowanej chacie próbując dojść do siebie. Do akcji włączyli się też chłopi, którzy zaczęli podjazdowo ostrzeliwać gryfa z samopałów i łuków.

Dziobaty przyjął na siebie sporo kul i strzał, nawet granat rzucony przez Rufusa, ale miał nieprawdopodobne szczęście w kościach i cała kanonada mało mu zaszkodziła. Wreszcie zabawa się skończyła. Gryf się wkurzył, wylądował i zaczął siać spustoszenie w wiosce. Johann pozbawiony linii strzału ruszył do walki w zwarciu. Szybko pożałował swojej decyzji i ledwo uszedł z życiem po tym jak pierzasty rozorał mu plecy pazurami i dziabnął dziobem w nogę. Potwór wszedł w tryb berzerkera i zaczął dobierać się do jednej z chat, w której schroniło się kilka rodzin. Drużyna oraz chłopi ruszyli na ratunek, nawet Dietmar się ogarnął i wytrzasnął skądś łuk, ale intensywny ostrzał nie robił na dziobatym specjalnego wrażenia.

Dach chaty nie wytrzymał ciężaru bestii i zarwał się. Gryf wpadł do środka. Zaczęła się krwawa łaźnia, bestia bez pardonu rozszarpała kilka rodzin bez oglądania się na wiek i płeć. Chłopi nie wytrzymali widoku ginących bliskich i przyjaciół i ruszyli hordą na gryfa. Wystarczył jednak widok zakrwawionego dzioba i szponów, żeby zrezygnowali ze szturmu.

Jak na złość teraz los się odwrócił i kostki zaczęły działać na korzyść drużyny. Gryf został ciężko ranny, a ostatecznym argumentem, który przekonał go, że lepiej odpuścić był cios dietmarowego młota. Pod ciężkim ostrzałem bestia uniosła się w powietrze i odleciała na wschód w stronę Gór Krańca Świata.

Na tym zakończyliśmy. Ocena strat i rozmowa z chłopami rozpocznie kolejne spotkanie.

Uwagi:
1. Dajcie feedback co do przebiegu sesji i rozwiązań mechanicznych.
2. Zawaliliście kompletnie walkę z gryfem. Nie chodzi o rzuty, tylko o plan. Mieliście do dyspozycji 40 uzbrojonych chłopów, ale puściliście ich samopas i nie wykorzystaliście potencjału. Nie wspominając o tym, że w ogóle nie pomyśleliście o wykorzystaniu wioski do pozastawiania pułapek – liny, sieci, gwoździe i siekiery. Wszystko leżało odłogiem. Plan mieliście słaby, bo nie uwzględniał co się stanie jeśli nie uda się jednak zestrzelić niemilca. Po pierwszej salwie zaczęła się bezładna strzelanina i bieganie po wiosce, stąd skończyło się jak się skończyło. I tak mieliście szczęście, że nie było więcej ofiar.
3. Potwierdziło się po raz kolejny, że proste formaty sprawdzają się najlepiej. Marsz przez las, planowanie starcia, walka z wielkim bydlakiem. Klasyk i sztampa, a ile radości.
4. Dietmar ma strasznego pecha. Sugeruję popracować nad techniką rzutu. Podpatrz u Konrada jak to się robi.
5. Konrad – musisz przemyśleć swoją rolę w drużynie. 11. Regiment Piechoty Ostermarku to Full Metal Jacket a nie W Ołomuńcu na fiszplacu.

czwartek, 20 marca 2014

Magia i Miecz Schlägt Zurück

(Uwaga! Ten wpis jest bezczelnym budowaniem lansu i prezentowaniem nic niewnoszącego głosu w bezsensownej dyskusji)

Nikt się nie spodziewał takiego newsa. Legendarne, mityczne i kvltowe pismo ma powrócić i to nie jako taki sobie fanzinek w pedeefie, ale jako pełnoprawny papierowy magazyn. Chyba nie tylko ja jestem zaskoczony. Co można o tym sądzić?

***
Skąd się wziął sukces oryginalnej MiMy? (1) Z bezalternatywności. Ogólnopolskie mainstreamowe pismo o erpegach było jedno. W czasach jego świetności (druga połowa lat 90tych) internet nosiło się wiadrami, więc z tamtej strony też nie było konkurencji. (2) Jednak z pewnego nowatorstwa – rynek rpg był w Polsce nowy i młody, poza najstarszymi góralami wszyscy byli mniej lub bardziej początkujący. Wałkowanie po raz pińcetny ’20 rad, które uczynią z ciebie genialnego MG” miało więc jakiś sens. Łykałem te teksty niczym młody pelikan. MiM trafiła w odpowiedni dla siebie czas i była dość dobrym pismem. Mi się podobała.

***
Czy obecnie jest szansa na powtórzenie tego sukcesu? Nie. Rolplejowców (ssanie palucha mode on) jest może i tyle samo, co w latach 90tych, ale są mniej zdyscyplinowani (as in zdyscyplinowany elektorat) i mniej zwarci. Mogą też czytać całe mnóstwo materiałów w internetsach. I to materiałów zagranicznych, które są (krzywdząca generalizacja mode on) o dwie ligi wyżej od tego, co się pisze w Polsce.

Co było w dawnej MiMie i jak to się sprawdzi dzisiaj? Almanachy – dzisiaj nikomu nie jest potrzebny 10 stronicowy tekst o tym jak zbudowany jest zamek, albo jakie alkohole piło się w średniowieczu, bo można to w 5 minut znaleźć przez binga. Przygody – te mi się nigdy w MiMie nie podobały. W ogromnej większość były, co tu dużo gadać chujowe. W internetsach można znaleźć przygód na kopy. Też w większości chujowe, ale w takim razie po co je jeszcze dodatkowo drukować? Felietony – wolę ich sobie nie przypominać, bo o ile kiedyś mi się podobały, to teraz pewnie wywołałyby ból zębów. Teraz mamy nowe tematy, nowe kontrowersje, więc i nowe felietony by się przydały. Poradniki – zawsze na propsie. Teksty o mechanice – chętnie poczytam. Teoria – bardzo chętnie. Komiksy – byle były dobre (da się zrobić). Opka – won mi z tym (co do zasady)!

***
Kto będzie to pisał? Zapewne ludzie znani z sieci. Czyli mniej więcej wiadomo czego się spodziewać, erpegowa blogosfera nie jest specjalnie wielka, bez specjalnego wysiłku da się ogarnąć całość. Wydrukowali mnie w MiMie nie będzie specjalnie nobilitujące, bo będą tam drukowani tacy sami zawodnicy jak i ja, bloga sobie może każdy założyć i pisać co mu się podoba (krzywdząca generalizacja mode off).

***
Czy zatem jest sens reanimować (as in Reanimator) dawno leżącego trupa? Nie lepiej otworzyć coś pod nową nazwą? Nie. Otwarcie nowego pisma pod nową nazwą byłoby na 100% kompletną porażką biorąc pod uwagę stan rynku w Polsce. Wskrzeszenie MiMa ma jakieś szanse powodzenia, bo nazwa jest w środowisku kojarzona, jak zaznaczyłem na początku – nawet legendarna. Wszystkie dziody kupią z nostalgii i dla zasady. Młodsi kupią z ciekawości (ssanie palucha mode off).

***
Czy ja kupię? Owszem. Nawet jeśli pierwszy numer będzie obsysał to następne też będę kupował. Bo papierowy magazyn jest w pytę. Ściągniesz sobie fanzina, przelecisz po tytułach: nie interesuje mnie, nie interesuje mnie, nudne, po co o tym piszą, o – to może sobie przeczytam. Dziękuję, zin ląduje w dalekim zakątku dysku. A na papierze przeczytasz to co cię najbardziej interesuje, resztę odłożysz na później. Weźmiesz w łapę w oczekiwaniu aż się ryż ugotuje, zabierzesz do klopa. Wyciągniesz w fazie największego znudzenia podczas jazdy pociągiem. I przeczytasz sobie nawet to, co wydaje ci się najnudniejsze na świecie. I czasem odkryjesz dzięki temu perłę. Albo przynajmniej w miarę przyjemnie spędzisz czas.

***

Stękam, kwękam, ale pomysł jest dobry i warty wsparcia.

sobota, 15 marca 2014

Przyczynek do kwestii kobiecej w WFRP (KB #53)

Temat aktualnego Karnawału Blogowego przecina się z tekstem, który przygotowuję już od października (to miała być pierwsza noć na blogu) dotyczącym kobiet w świecie Warhammera. Myślałem, że będzie okazja, żeby ten tekst skończyć, ale jednak nie jestem jeszcze gotowy, potrzebuję przejrzeć parę dodatkowych źródeł. Zatem na razie jedynie przyczynek do tematu.

Notka nie będzie miała struktury ciągłego wywodu, będzie raczej zbiorem różnych myśli i impresji na temat.

***
Znaczące jest, że taki temat Karnawału został w ogóle zgłoszony. Oznacza to, że jest problem pt. kobiety w rpg i wszyscy dokładnie wiedzą jaki, tyle że sporo osób wypiera jego istnienie.

Edit: no właśnie.

***
Stary Świat powszechnie uważa się za odzwierciedlenie renesansowej Europy. Nazwy, geografia, kultura materialna – wszystko sugeruje, że jesteśmy w Rzeszy Niemieckiej, tylko z Chaosem, magią i krasnoludami. Stąd przenosimy naszą wiedzę historyczną wprost na nasze sesje, czy to jako gracze, czy to jako mistrzowie.

I to jest złe. Brakuje nam refleksji nad tym jak elementy różniące Stary Świat od dawnej Europy wpływają na jego kształt. Trzeba powiedzieć jasno, zaprzeczając powszechnemu poglądowi: to nie jest Rzesza Niemiecka, tylko że z Chaosem, magią i krasnoludami, właśnie przez te dodatkowe elementy.

Stąd wzięła się moja refleksja – wszyscy mniej więcej wiemy jak wyglądała rola i możliwości życiowe kobiet w średniowiecznej/wczesnorenesansowej Europie. Ale – zgodnie z tym co napisałem wyżej, dlaczego w Starym Świecie miałyby wyglądać tak samo? Dlaczego w ogromnej większości rozgrywek kobiety sprowadzane są jedynie do ról pomocnic karczmarzy i prostytutek?

Po pierwsze – co wynika z zasad i podręcznika? Ano wynika, że kobiety nie mają prawie żadnych ograniczeń w wyborze ścieżki kariery. Wyjątek to kariery bretońskich rycerzy w II ed., w których wyraźnie zaznaczono, że mogą nimi być tylko mężczyźni. Zatem a contrario, dostęp do wszystkich innych zawodów jest otwarty.

Po drugie – w jaki sposób czynniki fantasy mogą wpływać na pozycję kobiet w Starym Świecie? Mizoginiczny Chaos, emancypująca magia, bezpłciowi zielonoskórzy, krasnoludzka poliandria.

Wnioski można z tego wyciągać różne, mój jest taki, że kobiety w Starym Świecie mają pozycję podobną do kobiet we współczesnych krajach euroatlantyckich. I mam na to kwity, jakby ktoś się przyczepiał.

***
Oczywiście, znajdą się tacy, którzy powiedzą, że kobieta nie może być pułkownikiem i dowódcą regimentu piechoty. Bo to nierealistyczne w warunkach społecznych określonego świata. Tym przypomnę, że to nie jest średniowieczna Europa, tylko Neverland. Rzucenie fajerbolem, wrota chaosu i demony też nie są zbyt realistyczne, nespa?

***
Co gorsze, znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że odtwarzany świat jest wredny i antyemancypacyjny, więc kobiety będą dyskryminowane, bo tak trzeba, prawda czasów. Oni tego nie popierają absolutnie, a gdzie a skąd, ale odtwarzają dla oddania atmosfery i zaznaczenia istnienia problemu. Ja jednak wychodzę z założenia, że wystarczy, że w prawdziwym świecie mamy dyskryminację, po co mam ją powielać w mojej Nibylandii? Poza tym – sorasy, ale nie wszyscy gracze są feministami i nawet jeśli wyjdę z założenia, że obraz będzie realistyczny, żeby ukazać problem, to i tak doczekam się najwyżej rechotu i dowcipasów, a nie refleksji, więc nie.