Diefenbach

Diefenbach

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Inspektor Gadżet (KB#61)

Uwielbiam gadżety. Serio, kombinując o wzbogacaniu sesji, w których biorę udział, poświęcam sporą część mocy przerobowych na wymyślanie nowych gadżetów, które zastosuję. Niektóre się sprawdzają, niektóre okazują się crapem i odchodzą do archiwum po kilku użyciach. Niektóre wymagają specjalnych przygotowań i załatwienia rzadkich materiałów, inne da się wykonać z przedmiotów, które można znaleźć w każdym domu. Poniżej prezentuję krótki przegląd gadżetów, które sprawdziły się w rozgrywkach, w których uczestniczyłem i stały się stałym elementem moich erpegów, tłumacząc przy okazji skąd je wytrzasnąłem.

Kiedy patrzę na listę, widzę, że gadżety można podzielić na dwie zasadnicze, nierozłączne grupy, biorąc za kryterium spełniane przez nie funkcje:

(a) immersyjne, których funkcją jest przywoływanie i wzmacnianie klimatu gry, w którą gramy, najczęściej w ten sposób, że gadżety stanowią przedmioty pochodzące (symulujące pochodzenie) wprost ze świata gry;

(b) gamingowe, których funkcją jest ułatwienie, uproszczenie i przyśpieszenie stosowania określonych zasad poprzez przesunięcie formy zastosowania zasady z opisu lub obliczenia na manipulowanie gadżetem,

i wydaje mi się, że właśnie tym dwóm celom przede wszystkim służy użycie gadżetu.

1. Płaszcze z sudenlandzkiej wełny.

Klasyk. W zeszłym (2013) roku tak się złożyło, że każdy z naszej erpegowej drużyny młotkowych prowadzonych przez Franza dostał na urodziny płaszcz z sudenlandzkiej wełny. Z wyjątkiem Druida, który dostał szatę druidzką. Skąd wzięliśmy takie płaszcze? Poszliśmy do krawcowej z odpowiednią baterią zdjęć i pokazaliśmy „o takie coś chcemy”. Wybraliśmy materiał, rozmiar, zapłaciliśmy, odczekaliśmy swoje, et voila. 

Reiner w płaszczu i Druid w szacie.
Płaszcz jest przedstawicielem całej grupy gadżetów quasi-larpowych, którą stanowią przedmioty symulujące obiekty jakimi dysponują postacie w fikcji. Można się za postać przebrać, można się uzbroić niczym postać. Szczególnie to drugie jest popularne, kiedy graliśmy w Neuroshimę mieliśmy cały arsenał broni kulkowej. Arsenał as in arsenał. Kilkanaście sztuk broni długiej i krótkiej.

Płaszcz należy do grupy gadżetów immersyjnych. W przeciwieństwie jednak do większości przedmiotów z tej kategorii ma też zalety użytkowe: (a) jest w nim ciepło, więc można w czasie gry otworzyć okno, żeby zapewnić dopływ świeżego powietrza bez ryzyka wyziębienia graczy, (b) zakładając kaptur na głowę można niepostrzeżenie uciąć sobie drzemkę.

2.  Kufel na dropsy.

Dropsy, czyli Punkty Szczęścia. Kufel jest solidny, można do niego włożyć rękę, w związku z tym nie wiadomo co kryje się w środku, kiedy się do niego sięga. Dzięki temu: (a) mamy lekkie nerwy kiedy dropsy się kończą, bo nie do końca wiadomo, czy coś jeszcze zostało, czy też kufel jest już pusty, (b) pojawia się możliwość dorzucania zgniłków, czyli negatywnych punktów, które wylosowane działają przeciwnie do punktów szczęścia oznaczając automatyczną porażkę. Zgniłki przyznaje się za obrazę bogów, klątwy i inne zdarzenia mające miejsce w fikcji. Przyznawania zgniłków za wkurzanie mistrza i brak wczuwy nie uznaję, bo to słabe.


Elementem zestawu są oczywiście także dropsy, czyli szklane kryształki, jakie można kupić w każdym sklepie hobbystycznym lub zamówić z neta.

Kufel i dropsy zasadniczo są gadżetami gamingowymi, ale jeśli mamy ładny kufel (taki jak mój), to mamy też szczyptę immersji.

3. Liczenie żywotności za pomocą kieliszka.

Całkiem niedawny wynalazek. Bierzemy kieliszki (25-50 ml), wrzucamy do każdego ilość tokenów odpowiadających ilości hapeków postaci. Kiedy postać oberwie wyjmuje odpowiednią ilość tokenów z kieliszka. Trzeba odpowiednio dobrać wielkość kieliszka i tokenów, tak, aby nie leżały sobie na dnie, tylko ładnie wypełniały naczynie. W ten sposób otrzymujemy coś w rodzaju symulacji paska zdrowia znanego z gier komputerowych.


Gadżet całkowicie gamingowy, antyimmersyjny nawet.

4. Figurki i plaskacze.

W niektórych grach gadżet, w innych stały element i konieczność. Zawsze na propsie kiedy spodziewamy się walki, choćby po to, żeby nie było problemu z orientacją kto gdzie stoi.


Mata/plansza/kartka z heksami i kwadratami nie jest elementem koniecznym, możemy to rozwiązać jak trzecim warhammerze, czyli abstrakcyjnym odległościami.


Kolejny gadżet, który nie służy immersji ani trochę, za to pozwala spojrzeć na walkę bardziej taktycznie, z perspektywy bitewniaka.

5. Prawdziwe pieniądze.

Gdzieś o tym przeczytałem, obecnie stosuję z dużym powodzeniem. Prosta sprawa – zamiast pieczołowicie zapisywać, a potem gumkować ile monet mają bohaterowie wprowadzamy prawdziwe sakiewki i monety z demobilu (można kupować na kilogramy, chociaż nie jest to takie proste i wymaga nieco zachodu). Kiedy postać ma zapłacić to nie odpisuje sobie funduszy z karty postaci, tylko wyciąga monety z sakiewki i daje mistrzowi. Kiedy postać ma dostać zapłatę to mistrz daje graczowi pękatą sakiewkę.


Fantastyczna sprawa, w końcu dokładnie wiadomo ile kto ma jakiego rodzaju monet, nie ma charakterystycznej czarnej plamy na karcie postaci w miejscu, gdzie zapisuje się fundusze, powstałej w wyniku nałożenia się na siebie kilkudziesięciu warstw wygumkowanego ołówka.

Wady. Sprawdza się głównie w low fantasy, jeśli pojawiają się większe ilości gotówki to może stać się problematyczne. Ale! W takiej sytuacji możemy dodatkowo urozmaicić i wzbogacić grę. Zamiast stosów monet dajemy postaciom biżuterię, klejnoty i inne drogocenne obiekty. Enpece zamiast płacić gotówką wręczają postaciom czeki, weksle i inne instrumenty płatnicze.

Gadżet spełnia obie funkcje – zarówno gamingową jak i immersyjną.

6. Karty.

Karty wszystkiego. Przedmiotów, postaci, miejsc, czarów, zdarzeń, you name it.


Kontynuacja idei z poprzedniego punktu – po co mazać po karcie postaci, skoro można mieć ładną i schludną kartę, na której mamy obrazek i informacje mechaniczne? To z perspektywy gracza, mistrz też nie musi wertować zabazgranego notatnika, tylko trzyma w ręku kartę z ważnymi informacjami.

Dodatkowy plus – karty można potasować i wybrać losowo. Alternatywa dla tabelek, albo ich wsparcie: najpierw z tabelek losujemy co trzeba (np. miejsce), potem rozpisujemy to sobie na kartach wzbogacając o dowolną ilość szczegółów, które niekoniecznie przyszły by nam do głowy podczas losowania na gorąco w czasie sesji. Mamy w ten sposób kilka kart, kiedy przychodzi na sesji moment losowania wyciągamy jedną z nich (losowo, oczywiście) i jedziemy z tematem.

Jak zrobić sobie taką kartę? Banalnie. W dowolnym edytorze tekstu tworzymy pole tekstowe o rozmiarach 63 na 88 mm (rozmiar standardowej karty, np. w M:TG), wpisujemy sobie w nim co nam się tylko podoba, wrzucamy obrazki, ramki, zdobienia i co nie tylko. Powyższy rozmiar pozwala na idealne ułożenie 9 kart na jednej stronie a4. Drukujemy, wycinamy. I teraz albo poprzestajemy na tym (bo np. wydrukowaliśmy sobie karty na grubym papierze, więc tylko wsadzamy w protektor i koniec), albo przystępujemy do dalszych czynności, czyli bierzemy protektor, umieszczamy jako usztywnienie zwykłą kartę do gry z kiosku na rogu, specjalnie wycięty kawałek grubego papieru albo coś innego, co akurat mamy pod ręką (doskonale nadają się do tego celu puste karty i karty z doświadczeniem z gry Thunderstone), wkładamy naszą wydrukowaną kartę, et voila.

Karty przypominają bardzo wyraźnie, że oto gramy w grę, a nie wczuwamy się w postać z innego miejsca i czasu. Czniać immersję.

7. Inne pierdoły.


Tak, lubię, kiedy na stole wala się nieco różnego śmiecia, który można wziąć w rękę, użyć jako znacznik, token, czy rzucić i interpretować wynik na bieżąco (to w wypadku kostek z różnymi symbolami). Zbieram je więc i gromadzę w szafie, myśląc nad wykorzystaniem. 

6 komentarzy:

  1. Jeżeli chodzi o dropsy, to najlepiej pójść poszukać do 'Wszystko po 4 złote", czy jak to tam się nazywają takie sklepy. W cenie tego co można dostać za 10 kryształków z "tr00 RPG sklepu" można wyjść z kilkoma worami równie ładnych dropsów ;)

    Co do kart ekwipunku, można się też bawić w tym: http://beamhit.blogspot.com/2013/03/sciagi-ze-zdolnosciami-i-mse.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle sklepy "Wszystko po n złotych", gdzie n<=5 są kopalnią erpegowego śmiecia. Szklane kulki, tokeny, figurki, plastikowe pistolety, karty. W kioskach na przystankach i sklepach z zabawkami też czasem można znaleźć zaskakujące przedmioty w zaskakująco niskich cenach.

      MSE jest fajny, ale ja akurat wolę mieć nieco więcej kontroli, stąd robię sobie karty samodzielnie.

      Usuń
  2. Bardzo fajna notka i chyba właśnie tego typu wpisów oczekiwałem wymyślając ten temat. Zresztą mój wpis, który przed momentem wreszcie skończyłem, jest podobny.

    Bardzo podoba mi się patent z health barami w kieliszkach, pomyślę, czy jakiejś wariacji nie przetestować u siebie :)

    Co do kart - pisałem o tym u siebie. Karty z zaklęciami sprawdziły mi się tylko połowicznie, ale chyba zacznę przygotowywać karty artefaktów/magicznych przedmiotów dla swoich graczy. Przynajmniej dla wszystkich tych sprzętów, które wykraczają zasadami poza klasyczne "Miecz +1".

    Sklepy z mydłem i powidłem są najlepsze. Jedną paczkę szklanych znaczników kupiłem w sklepie "Wszystko po N zł" a drugą w sklepie z dekoracjami na przyjęcia. Można je też tanio dostać w sklepach zoologicznych ;] Ozdobne kamyczki, które używam do urozmaicania podstawek modeli kupiłem w kwiaciarni :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki.

      Nie wszystko pokazałem na zdjęciach, ale karty przedmiotów mają u mnie bardzo szerokie zastosowanie. Są też karty interaktywne, po których się bazgrze: karta ładownicy, na której gracz zaznacza ilość ładunków, karta kołczanu do liczenia strzał, karta zestawu pierwszej pomocy, na której skreśla się zużyte bandaże, karta skarbu na której zapisuje się rodzaj kosztowności, pochodzenie i wartość ("pierścienie zabrane ze zwłok Lothara von Oppenheima, wartość 167 zk").

      Usuń
    2. Jest to coś nad czym będę musiał trochę podumać więcej, potestować. Karty skarbów to bardzo fajny pomysł, bo nierzadko pada pytanie na sesji "- Ej, mam tu przedmiot magiczny; amulet i nie jest zidentyfikowany. Chciałbym go zidentyfikować. - No dobra, a pamiętasz skąd go masz? - No nie..." Tłukę graczom do głowy by zapisywali skąd pochodzą kosztowności oraz magiczne sprzęty których nie udało im się od kopa zidentyfikować, bo jest na sesjach tego tona. Fakt, zawsze mogę improwizować, ale nie po to przygotowałem to wszystko dokładnie wcześniej, żeby 20 sesji później zastępować to improwizacją.

      Usuń
    3. @ "Ej, mam tu przedmiot magiczny; amulet i nie jest zidentyfikowany. Chciałbym go zidentyfikować. - No dobra, a pamiętasz skąd go masz? - No nie..."

      Pomyślałem i o tym. Karty przedmiotów magicznych mam w dwóch albo trzech egzemplarzach - na jednym jest tylko obrazek i nazwa ("Krasnoludzki Miecz", "Amulet" itp.) - to ten, który gracz dostaje na początek. Potem w miarę identyfikacji zamieniam karty na takie zawierające ten sam obrazek, ale więcej informacji.

      Usuń