Występują:
Stefan (Reiner) –
człowiek, przepatrywacz, ex-hiena cmentarna,
Johann (Pablo) –
człowiek, żołnierz, ex-złodziej,
Konrad (Franz) – człowiek, przepatrywacz,
ex-kanciarz
Rufus (Wiaderny) – niziołek, żołnierz,
ex-rzemieślnik
Czas: Erntezeit 2521
Miejsce: wieża
strażnicza nad rzeką Aurith.
Napotykaliśmy
ostatnio na duże problemy logistyczne, więc zaczęliśmy jedynie ze Stefanem i
Johannem. Po godzinie doszlusowali Konrad i Rufus. Z uwagi na obecny model rozgrywki,
najlepiej będzie wydarzenia przedstawić w punktach, nie jest specjalnie istotne
w jakiej kolejności chronologicznej następowały.
1. Zakończyliśmy na
tym, że dzielna drużyna stała na progu schodów prowadzących pod tajemniczy
obelisk stojący w lesie. Stefan z Johannem z lekkim lękiem zeszli w dół. Okazało
się, że to kolejny grobowiec (szok i niedowierzanie). Tyle, że stał otwarty
przez długi czas, więc nalało się tam wody, dostało śmiecia i syfu, a ponadto
ktoś już rozszabrował zawartość sarkofagu, ostały się jeno resztki kości. Ale. Jedna
ze ścian była zniszczona, za jej resztkami zaczynał się jaskiniowy korytarz
prowadzący w dół. Co robić, trzeba było zebrać się w sobie i ruszyć w dół
śliskim tunelem. Ściany wyglądały jakby stopione, później tunel zaczął wyglądać
na wydrążony. Prowadził do sporego kompleksu jaskiń zamieszkałych przez sporej
wielkości białe czerwie, które ryły w ścianach jaskiń tworząc mnóstwo otworów o
średnicy armatniej kuli. Drużyna uważając, żeby przypadkiem nie zaczepić
któregoś z robali (udało się!) zbadała pewną część jaskiń dochodząc do:
(a)
zalanego przejścia (obawiali się iść dalej, bo nie znali głębokości wody);
(b)
studni skalnej, do której obawiali się wejść, bo nie wiedzieli co jest na dole;
(c) zwężającego i obniżającego się
korytarza, do którego bali się wejść, bo nie chcieli iść w kucki;
(d) podziemnego jeziora, którego bali
się zbadać, bo wiązałoby się to z koniecznością nurkowania.
Johann i Stefan
stwierdzili, że nie będą się sami pchać w niebezpieczeństwo, wycofali się więc
na powierzchnię z postanowieniem powrotu po zebraniu większych sił.
2. Dalsza eksploracja
okolic rzeki wykazała kolejny grobowiec, tym razem z kamiennym obeliskiem
wychodzącym przez sufit. Tym razem udało się znaleźć coś poza garścią szmat i
kości. Pod resztkami trupa złożonego w sarkofagu Stefan dostrzegł błysk ostrza.
Po odłożeniu zwłok na bok, okazało się, że spoczywa pod nimi dwuręczny miecz.
Brudny jak sto pięćdziesiąt, ale cały i działający. Rękojeść, jelec i głowica
pokryte były drobną metalową siatką układającą się w napisy w dziwnym języku,
takie same jakimi pokryty był sarkofag. Część ostrza powyżej jelca owinięta
była pasem z gadziej skóry ułatwiającym chwyt. Miecz był dziwnie wyważony,
jakby ostrze było zbyt lekkie (puste w środku?), ale przy zadawaniu ciosu
okazał się bardzo dobry, tyle że przecinał powietrze z dziwnym zawodzeniem.
W
tej chwili dołączyli Konrad i Rufus.
Drużyna postanowiła pokręcić się trochę po okolicy i uzupełnić wiedzę o niezbadanych
kawałkach mapy.
3. W gęstszej części
lasu (takim trochę mateczniku) drużyna natrafiła na obozowisk-legowisko
położone w jamie pod korzeniami wielkiego drzewa. Wejście do siedziby
nieznanych ludzi/istot było zabezpieczone przemyślną pułapką, w porę wykrytą
przez Stefana. Wewnątrz znajdowało się sześć posłań dla humanoidów, teren
wyglądał na regularnie używany. Drużyna dość bezceremonialnie przystąpiła do
przetrząsania okolicy. Nie znaleźli nic specjalnie ciekawego, Rufus
skonfiskował jakieś poprzypalane rondle (na wędzarnię), Stefan wsadzając rękę w
jedno z posłań paskudnie uświnił się lepiącym śluzem, a Konrad znalazł
nadgryzionego ziemniaka. To ostatnie znalezisko wywołało największą sensację –
skoro mają ziemniaki, to czy pędzą alkohol? Skąd mają ziemniaki? Spekulacjom
nie było końca.
4. Kilka pomniejszych
znalezisk: opuszczona szopa (z gniazdem ptaków, które nastraszyły Stefana),
kurhan, w którym Stefan znalazł niewielki srebrny medalik z symbolem wagi,
opuszczone obozowisko, prymitywny kamienny posąg przedstawiający pająka,
przemyślnie wyposażony we wbudowany ołtarz (wyglądający na nieużywany).
5. Ciekawe
spostrzeżenie: wszystkie napotykane grobowce mają wejścia ustawione
przeciwpołożnie do rzeki.
O tak. |
6. Wizyta w
Waldendorfie. Bohaterowie postanowili odwiedzić wioskę pod nieobecność kaprala,
aby porozmawiać z mieszkańcami jak ludzie. Konrad podjął się trudu prowadzenia
dyskusji (chciał koniecznie pożyczyć łódkę, żeby popłynąć do najbliższego
miasta), ale nie podołał zadaniu (porażka w rzucie na Ogładę). Łódki w związku
z tym nie było. Ale to nie było ich ostatnie słowo.
W czasie, kiedy Konrad
gadał we wiosce i ćwiczył się w trudnej sztuce wiosłowania (nauczany przez
małoletniego Ulego) reszta drużyny postanowiła obejść dookoła jezioro, nad
którym leży Waldendorf. No i coś znaleźli. Jedno ze wzgórz było rozgrzebane
potężnymi pazurami. Coś bardzo dużego zorganizowało sobie podziemne leże. Na
dnie jamy leżały niedojedzone resztki zwierzyny. Rozmiar wejścia do pieczary i
ilość zalegającego materiału biologicznego sugerowały, że mamy do czynienia z
wielkim waflonem.
Powstało zagadnienie –
czy zostawić temat jak jest, czy coś z tym zrobić? Ślady były świeże, wioska
niedaleko. Ryzyko, że coś się stanie mieszkańcom duże. Ale z drugiej strony –
waldendorfczycy niczego nie zauważyli, więc może istota nie jest nimi
zainteresowana? Drużyna była sceptyczna wobec podejmowania akcji (poczekajmy na
Dietmara!), ale Rufus zdołał ich przekonać (Johanna w zasadzie nie trzeba było
przekonywać), żeby chociaż zaczaić się w nocy i obejrzeć, czy przypadkiem
potwór nie pojawi się na swoich komnatach.
Nocna obserwacja
niespodziewanie przyniosła rezultaty: w środku nocy do jamy przyleciała prosto
z nieba wielka bestyja. Wielka niczym gryf, trójgłowa niczym coś
trójgłowego, śmierdząca infernalnie, kudłata. Było ciemno, więc tylko Rufus
dostrzegał grozę sytuacji. I postanowił podjąć działania. Bestia wlazła do jamy
i zaczęła pałaszować upolowanego jelenia. Rufus zakradł się z przygotowaną
wiązką granatów i zaczął nasłuchiwać. Upewniwszy się co do położenia stwora
odpalił pięciopak bomb i rzucił je w głąb otworu licząc na uśmiercenie
poczwary. Ależ był naiwnym łosiem.
Bestia spod Waldendorfu |
Zaraz po pięciu
wybuchach rozległ się przerażający ryk wściekłości, a bohaterowie zrozumieli,
że Rufus właśnie popełnił poważny błąd. Dorzucił dla pewności jeszcze trzy
kolejne bomby, ale po kilku sekundach stwór wyskoczył z jamy w oparach dymu i
zaczął rozglądać się próbując zlokalizować napastników. Rufus całe szczęście
był już wtedy dość daleko. Reszta drużyny również, ale wielki waflon nie dał
się tak łatwo wyprowadzić w pole.
Wywąchał schowanych w
krzakach Johanna, Konrada i Stefana, rozłożył skrzydła i pomknął w ich stronę. Ktoś
musiał oberwać. Konrad oczywiście dał Chodu!, Stefan uciekał jak podupcony, a
Johann przed podaniem tyłów oddał jeden strzał z karabinu. Wydawałoby się, że
najłatwiejszym celem będzie ten ostatni, ale bestia kierując się sobie tylko
znaną logiką (czyli rzutem kostką) uderzyła
prosto w Konrada. Wszyscy widzieli już kawałki kondzia latające we wszystkich
kierunkach, ale drużynowy obibok popisał się serią udanych zwodów i uników, co
pozwoliło mu zachować życie do czasu kiedy Rufus postanowił powrócić do akcji.
Niziołek strzelił z
karabinu w głowę bestii powodując jej ogłuszenie, a następnie dzielnie podszedł
do poczwary i podrzucił ją dwoma granatami. Tym razem poskutkowało. Pierwszy
wybuch poszarpał brzuch stwora, który upadł prosto na drugą bombę i to był jego
koniec.
Wielkie zwycięstwo,
radość, zaraz kurs do wioski, żeby się pochwalić i sprowadzić ludzi do pomocy –
trzeba wszak było uciąć głowy, by wziąć je jako trofea. Resztę zewłoku
bohaterowie wspaniałomyślnie pozostawili waldendorfczykom do swobodnego
zagospodarowania.
To
był jeden wielki festiwal szczęśliwych rzutów. Zaczęło się od samej Chimery
(nie ma co ściemniać, wszyscy wiedzieli co to było), której leże miało 0,25%
szans na wylosowanie, plus była mała szansa, że stwór w ogóle jest w domu.
Potem już widziałem bohaterów przemielonych na kotlety przez potwora wkurzonego
obrzuceniem go granatami. Ale Rufus rzucając na obrażenia walnął trzy podwójne
Furie Ulryka zadając w sumie 139 damagu (przed redukcją z Wt i Pancerza). A
potem jeszcze wszyscy zdali test Grozy, więc nikt nie wystawił się na pewny
strzał i ostatecznie skończyło się na braku choćby jednego zadraśnięcia.
Konrad korzystając z
tego, że drużyna zrobiła niejakie wrażenie na mieszkańcach Waldendorfu,
postanowił podejść ponownie do tematu wypożyczenia łodzi. Tym razem udało się i
uzyskał obietnicę pożyczenia pojazdu przy najbliższej możliwej okazji.
Zakończyliśmy na tym,
że bohaterowie z pomocą leśników transportowali głowy bestii do wieży, aby tam
je odpowiednio wyprawić.
Lista
tematów nierozstrzygniętych:
1)
krasnoludzka kopalnia;
2)
monolit udekorowany kościami i czaszkami;
3)
kurhan w lesie (hex 14.05)
4)
kasztelan von Warschitz – czy to tylko legenda?
5)
jaskinie pod monolitem
6)
schronienie w korzeniach drzewa.
Jak
widać – lista się wydłuża. Pomyślcie co z tym zrobić.
Aktualnie
zbadany teren:
Klik, żeby powiększyć, a najlepiej to w ogóle otworzyć sobie obrazek w nowej karcie |
Uwagi:
1.
Sami gracze wiedzą, ile mieli szczęścia. Ale też dowiedzieli się ile znaczy dobre
przygotowanie do starcia. Gdyby wszystko odbyło się na zasadzie dżentelmeńskiego
pojedynku na otwartym polu to skończyłoby się masakrą. Jak słusznie zauważył Tiamat
w rozmowie z Wiadernym po sesji – drużyna spotkała przeciwnika o dwie klasy
wyższego, ale miała niesamowite szczęście. Z drugiej strony bywa i tak, że niby
zwykłe spotkanie z kilkoma upiornymi wilkami kończy się utratą Punktu
Przeznaczenia. Losowość, panowie i panie.
2.
Niezmiernie cieszy mnie to, że bohaterowie uważają, że strzegą jakiegoś
przejścia z pustkowi Chaosu. Za rzeką rozciąga się teren niezamieszkały, ale
jednak to nie są jeszcze Północne Pustkowia Chaosu.
3.
Kości, kości. Kto by się spodziewał, że taka Chimera wypadnie na zakończenie,
jako punkt kulminacyjny?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz