Zbrojownia
Starego Świata to niesławny
dodatek do drugiej edycji Warhammera. Niesławny głównie dlatego, że obecnie
jest trudno dostępny i osiąga zawrotne ceny na serwisach aukcyjnych (mówimy o
polskiej wersji). Jego niesława bierze się też z treści, które pomimo
zapowiedzi nie odpowiadają na kilka ważnych pytań, w tym na najważniejsze – jak
faktycznie wygląda ekonomia Starego Świata. Nie mam zamiaru pisać w tym miejscu
pełnowymiarowej recenzji, ale skupię się na dwóch interesujących szczegółach.
1. W odniesieniu do
tego dodatku często padał zarzut, że nie pokazuje jak działa gospodarka
Imperium. Jest to prawda, bo poza generycznymi bzdurami (górnicy wydobywają
kopaliny, które rzemieślnicy przerabiają na towary sprzedawane potem przez
kupców) nie dowiadujemy się najważniejszego, czyli kto jest właścicielem
środków produkcji. Spójrzmy na ramkę ze strony 92:
Czego się z niej
dowiadujemy? (1) Są chłopi, którzy dzierżawią ziemię od szlachty (2) większość
dzierżawców to jednak mieszkańcy miast. Co z tego wynika? Wynika, że nie wiemy
jak wygląda sprawa z własnością większości ziemi uprawnej. Część jest
własnością szlachty i jest dzierżawiona chłopom, ale skoro większość ziemi
dzierżawi się w miastach, to liczba chłopów gospodarujących w ten sposób jest
bardzo niska, czy wręcz pomijalna. Czyli – co robią pozostali chłopi? Odrabiają
pańszczyznę? Mają swoją ziemię? Są wolni, niewolni? Ciul znajet.
2. Przyjrzyjmy się
trochę cenom. O ile do cen w podręczniku podstawowym można mieć pewne
zastrzeżenia, ale ogólnie są one sensowne i tworzą w miarę spójny system
(powiedzmy…), o tyle niektóre pozycje ze Zbrojowni
Starego Świata są wyciągnięte ze środka dupy. Chodzi o ceny produktów i
półproduktów spożywczych (s. 117 Zbrojowni) – kilogram (inna sprawa – kto
sprzedaje mąkę na kilogramy w realiach quasi-renesansowych) mąki żytniej
kosztuje 36 szylingów. Czyli koronę i 16 szylingów. Mąkę sprzedaje się zwykle
na worki, załóżmy, że jeden taki worek to 100 kg. Worek taki można sprzedać za
3600 szylingów, czyli 180 koron. To równowartość kosztu półzbroi płytowej. Bycie
właścicielem młyna* to najlepsza fucha na świecie! Chociaż może nie – bo taki
zawodnik musi najpierw mieć ziarno, a ile kosztuje kilogram żyta? 16 szylingów.
Z kilograma ziarna otrzymujemy 0,6 kg mąki, więc aby uzyskać 1 kg mąki
potrzebujemy 1 i 2/3 kg ziarna, co kosztuje nas (w zaokrągleniu) 27 szylingów.
Czyli na kilogramie mąki zyskuje się 9 szylingów. Wydajność młyna wodnego lub
wiatrowego wynosiła nie więcej niż 100 ton rocznie, w związku z czym rocznie
produkujemy 60 ton mąki, na której po doliczeniu ceny ziarna zarabiamy 27.000
koron. Dwadzieścia siedem tysięcy karli franzy. Z jednego młyna. Trzeba
odliczyć koszty, amortyzację młyna, personel (roczna pensja najlepszego
robotnika to 26 zk – widzicie skalę?) itd., ale nawet jeśli – na tej samej
stronie Zbrojowni znajduje się tabelka z przeciętnym rocznym dochodem.
Arystokrata zaczyna się od 1.000 koron rocznie. A nasze obliczenia oparte są na
tańszej mące żytniej. Na pszennej można zbić jeszcze większe kokosy.
Dalej na tej samej
stronie: futro niedźwiedzia kosztuje 3 zk za sztukę. To równowartość kilograma
mąki pszennej. Futro lwa (lwy żyją like, kilka tysięcy mil od Imperium)
kosztuje 15 zk. Tyle co niecałe cztery kilo mąki. Co do ciula?
To ile musi kosztować
chleb? Z kilograma mąki możemy zrobić 3 chleby (mocne uproszczenie, ale jakieś
założenia trzeba przyjąć, to jest całkiem sensowne i przyjęte na korzyść
autorów), zatem za 16 ss kupujemy kilo mąki żytniej i robimy 3 chleby. Musimy
mieć inne składniki, piec, pracowników, piekarnię i parę innych rzeczy, więc
wydaje się, że cena za jeden bochenek powinna wynosić jakieś 7-8 ss co
najmniej. Zerknijmy to tabelki na stronie 121. Ile kosztuje bochenek chleba? 2
pensy. Czyli piekarz sprzedając chleb jest 5 ss 2 p w plecy na bochenku. Nie
licząc kosztów innych niż mąka. Brawo Robert J. Schwalb! Nawet przy założeniu,
że kupując hurtowo dostaje się jakąś zniżkę (a choćby i 50%!) to i tak nie ma
to najmniejszego sensu.
Co z takim fantem
zrobić? Ano naprostować niefrasobliwych autorów i policzyć w drugą stronę.
Skoro z kilograma mąki uzyskujemy 3 chleby (w sumie sprzedajemy je za 6 p) to
kilogram mąki nie może być droższy niż 5 pensów (maksymalna cena, przy której
piekarz nie musi dokładać do interesu – znowu, przyjmując korzystne założenie,
że inne koszty i zysk zmieszczą mu się w tym jednym pozostałym pensie). Ile
zatem powinno kosztować ziarno? Szybka matematyka i dochodzimy do wniosku, że
jakieś 2,(2) pensa za kilogram. Wracamy więc do obliczeń zarobków właściciela
młyna: wytworzenie kilograma mąki kosztuje teraz 3,68 pensa. Czyli na
kilogramie właściciel zarabia 1,32 p. 60 ton rocznie to zarobek 330 koron.
Teraz odliczając pozostałe koszty dochodzimy do sensownych wniosków – z jednego
młyna da się wyciągnąć jakieś kilkadziesiąt koron rocznie. Może ze sto. I teraz
ma to sens.
To co przedstawiłem
powyżej to nie jest jakaś skomplikowana ekonomia. Serio, jak to możliwe, że
nikt nie zauważył takiego babola? Nie od dziś wiadomo, że Green Ronin ma
problemy z matematyką (skaven jedzący dziennie tyle ile waży i skaczący na
kilkanaście metrów – vide Dzieci Rogatego
Szczura).
* początkowo chciałem
napisać młynarz, ale – patrz punkt
pierwszy – nie wiadomo kto jest właścicielem środka produkcji w postaci młyna.