Bohaterowie, stoicie
przed poważnym wyborem życiowym.
Macie dwie zasadnicze
opcje przed sobą: pójść w kamasze, albo dać dyla. Wybór drugiej z nich będzie
miał poważne konsekwencje. Zrobicie w poprzek łowcy czarownic. Dietmar może Wam
poopowiadać co to za jedni, sami też zresztą wiecie. Nie bez przyczyny
wszystkie drzwi były w Waszej kamienicy pozamykane i było tak cicho. Ludność
się boi, Wy też powinniście. Sam nie będzie Was ścigał, ma ważniejsze rzeczy do
roboty niż uganianie się za bandą obdartusów. Ale są inne metody. Wystarczy, że
ogłosi Was groźnymi kultystami, bluźniercami i wrogami Imperium. Imperialna
machina represji ruszy i będzie na Was miał baczenie każdy bajlif, strażnik
dróg, strażnik miejski, wiejski, szeryf i łowca nagród. Oczywiście, służby
porządkowe nie są omnipotentne, więc nie znaczy to, że zostaniecie od razu
złapani i powieszeni. Ale takie ryzyko będzie. W razie ucieczki macie też ok.
dnia przewagi, więc zanim wieści się rozniosą możecie być daleko.
Pamiętajcie tylko, że
zostajecie w ten sposób wywołańcami, wrogami Imperium. Nie będzie już powrotu,
chyba że po wielu latach (pamiętacie, Gotrek i Felix wrócili dopiero po 20
latach), albo z błogosławieństwem możnego protektora. Niektórzy nie zrealizują
przez to swoich marzeń.
Jeśli zdecydujecie się
uciec, będzie mało opcji poza daniem nogi za granicę. Zapadnięcie w lasy nie jest realne, bo nawet ogniska nie potraficie
rozpalić, więc byście sobie totalnie nie dali rady. Za granicę prawdopodobnie
wieści o Waszych przewinach nie dotrą, więc będziecie względnie bezpieczni.
Biorąc pod uwagę Waszą pozycję na mapie, macie tylko dwie realne drogi
ucieczki: do Księstw Granicznych, albo do Marienburga (stamtąd już wszędzie).
Ucieczka do Księstw
będzie trudniejsza, bo musicie zawrócić, a później sporą część drogi przejść
pieszo/konno. W tym przejść przez Góry Czarne. Same Księstwa też nie są wesołą
krainą, słyszeliście to i owo. Bezprawie, ciągłe wojny, najazdy zielonoskórych,
człowiek człowiekowi wilkiem i takie tam atrakcje. Nie ma tam też za bardzo
miast, przynajmniej tak dużych jak w Imperium, więc potrzebowalibyście dłuższej
chwili na odnalezienie swojego miejsca.
Marienburg to z kolei
miejska dżungla, ogromne i ludne miasto, największy port w Starym Świecie,
brama prowadząca w każdy zakątek znanego świata. Mnóstwo możliwości, ale i
mnóstwo niebezpieczeństw. Pewnie odnaleźlibyście się całkiem nieźle. Jeden
problem – formalnie to nie jest część Imperium, ale cesarskie ramię
sprawiedliwości sięga i tam.
Inne kraje też stoją
przed Wami otworem, ale raczej tym otworem jest odbyt – nie znacie języków ani
kultury, byłoby Wam w Bretoni, Kislewie, czy gdziekolwiek indziej dość trudno i
to nie tylko na początku.
O wojsku z drugiej
strony też co nieco słyszeliście. Czasy są spokojne, poza lokalnymi starciami
ze zwierzoludźmi i zielonoskórymi nie toczy się żadna wojna, nie ma też żadnych
widoków na poważny konflikt w najbliższej przyszłości. Może się okazać, że
odpękacie te dwa lata na luzie i państwowym wikcie. Będzie też okazja nauczyć
się wielu nowych rzeczy i poćwiczyć te, które już umiecie.
Macie zatem trzy realne
wybory. Każdy z nich determinuje również rodzaj rozgrywki. I tak:
1. Wstąpienie do
wojska: wchodzicie w zwartą i sformalizowaną strukturę, tracicie więc sporo ze
swobody. Jesteście skoszarowani, dostajecie rozkazy, które musicie wykonywać. Z
drugiej strony macie kontakt z najlepszymi specjalistami w wielu dziedzinach i
z pewnością nauczycie się wielu nowych rzeczy. W tym walczyć, a to jest
umiejętność, od której w Starym Świecie nie da się wiecznie uciekać. Gra będzie
w tym wariancie wyglądała tak, że dostajecie rozkaz i jedziecie go wykonać. Raz
to będzie patrol, raz kopanie rowów. Jak to we wojsku. Dla wyczucia klimatu
polecam przeczytać rozdział Trep z Władcy Zimy (tylko żeby nie było
wątpliwości – żadnego Władcy Zimy nie będzie, to największa chujoza jaką
kiedykolwiek napisano pod szyldem Warhammera i Trzewik się będzie za to smażył
w piekle).
2. Księstwa Graniczne: robimy
sandbox. Macie otwartą przestrzeń i miliony możliwości. Robicie co Wam się
podoba. Łazęgujecie po okolicy, plądrujecie starożytne ruiny, angażujecie się w
lokalne wojny i wojenki, uprawiacie przydrożną bandyterkę, zakładacie kompanię
handlową i popierdalacie w tą i z powrotem wozem załadowanym boczkiem i
jabłkami. You name it. Będzie wiele zabawy, ale i napierdalania się nie
zabraknie.
3. Marienburg: też
sandbox, ale trochę bardziej ograniczony i w innym środowisku. Nie macie tylu
możliwości, bo to cywilizowane miejsce i struktura społeczna jest już ustalona.
Przez długi czas możecie być najwyżej popychlami kogoś wyżej postawionego. Ale
jak się dorobicie, może coś rozkręcicie sami. Model rozgrywki będzie podobny do
tego, co działo się w Nuln.
Każda z postaci ma
różne priorytety w życiu. Niech każdy indywidualnie pomyśli co mu bardziej
pasuje i czy chce brać na siebie ryzyko. Decyzje mogą być różne, nie ma musu,
żebyście wszyscy szli w tą samą stronę. Jeśli drużyna się podzieli, to będziemy
grać w tą stronę, w którą pójdzie większość postaci, a dwóch pozostałych
stworzy sobie nowych bohaterów. Co nie znaczy, że ich ścieżka zostanie porzucona.
Co jakiś czas będziemy wracać do ich przygód, w których reszta graczy będzie
grała nowymi postaciami. Jeśli się uprzecie, to możecie się podzielić na dwie
drużyny, które będą grały równolegle ale moim zdaniem to ma mały sens.
Pomyślcie. Kiedy
ustalimy termin kolejnej sesji dam Wam deadline do podjęcia decyzji.
Ja uważam, że należy spierdalać. I to nie do woja, ale hen hen w pizdziet. Jestem za Marienburgiem. To miasto dużych możliwości i na tyle ludne by się tam ukryć na jakiś czas.
OdpowiedzUsuńPamiętajcie tylko, że spierdalanie jest nieodwołalne. No i też, z całym szacunkiem, ale nie za bardzo macie się czym pochwalić przed społeczeństwem, jesteście na samym dole drabiny społecznej i w Marienburgu zaczniecie od kompletnego rynsztoka. Macie co prawda kwity, ale większość z nich pójdzie na podróż.
OdpowiedzUsuńW woju musimy tylko dwa lata odsłużyć i raczej mało prawdopodobne jest, aby wysłali nas na front, skoro większych konfliktów brak. Natomiast spierdalanie oznacza, że Imperium do końca dni naszych (albo przynajmniej na bardzo długo) zostanie przed nami zamknięte. Ja tam patriotą nie jestem, ale jak pomyślę, że przez lata w Imperium pokazać się nie będę mógł, to mi się niefajnie robi. Poza tym w woju jakieś kwity można zarobić, umiejętności nabyć, znajomości porobić. A jeśli zwiejemy, to tylko po ryju pozostanie nam zbierać.
OdpowiedzUsuń