Diefenbach

Diefenbach

wtorek, 7 stycznia 2014

Dzieci Wittgendorfu - Postludium i Preludium do reszty życia Waszego

Bohaterowie, stoicie przed poważnym wyborem życiowym.

Witchfinder

Macie dwie zasadnicze opcje przed sobą: pójść w kamasze, albo dać dyla. Wybór drugiej z nich będzie miał poważne konsekwencje. Zrobicie w poprzek łowcy czarownic. Dietmar może Wam poopowiadać co to za jedni, sami też zresztą wiecie. Nie bez przyczyny wszystkie drzwi były w Waszej kamienicy pozamykane i było tak cicho. Ludność się boi, Wy też powinniście. Sam nie będzie Was ścigał, ma ważniejsze rzeczy do roboty niż uganianie się za bandą obdartusów. Ale są inne metody. Wystarczy, że ogłosi Was groźnymi kultystami, bluźniercami i wrogami Imperium. Imperialna machina represji ruszy i będzie na Was miał baczenie każdy bajlif, strażnik dróg, strażnik miejski, wiejski, szeryf i łowca nagród. Oczywiście, służby porządkowe nie są omnipotentne, więc nie znaczy to, że zostaniecie od razu złapani i powieszeni. Ale takie ryzyko będzie. W razie ucieczki macie też ok. dnia przewagi, więc zanim wieści się rozniosą możecie być daleko.

Pamiętajcie tylko, że zostajecie w ten sposób wywołańcami, wrogami Imperium. Nie będzie już powrotu, chyba że po wielu latach (pamiętacie, Gotrek i Felix wrócili dopiero po 20 latach), albo z błogosławieństwem możnego protektora. Niektórzy nie zrealizują przez to swoich marzeń.

Jeśli zdecydujecie się uciec, będzie mało opcji poza daniem nogi za granicę. Zapadnięcie w lasy nie jest realne, bo nawet ogniska nie potraficie rozpalić, więc byście sobie totalnie nie dali rady. Za granicę prawdopodobnie wieści o Waszych przewinach nie dotrą, więc będziecie względnie bezpieczni. Biorąc pod uwagę Waszą pozycję na mapie, macie tylko dwie realne drogi ucieczki: do Księstw Granicznych, albo do Marienburga (stamtąd już wszędzie).

Ucieczka do Księstw będzie trudniejsza, bo musicie zawrócić, a później sporą część drogi przejść pieszo/konno. W tym przejść przez Góry Czarne. Same Księstwa też nie są wesołą krainą, słyszeliście to i owo. Bezprawie, ciągłe wojny, najazdy zielonoskórych, człowiek człowiekowi wilkiem i takie tam atrakcje. Nie ma tam też za bardzo miast, przynajmniej tak dużych jak w Imperium, więc potrzebowalibyście dłuższej chwili na odnalezienie swojego miejsca.

Marienburg to z kolei miejska dżungla, ogromne i ludne miasto, największy port w Starym Świecie, brama prowadząca w każdy zakątek znanego świata. Mnóstwo możliwości, ale i mnóstwo niebezpieczeństw. Pewnie odnaleźlibyście się całkiem nieźle. Jeden problem – formalnie to nie jest część Imperium, ale cesarskie ramię sprawiedliwości sięga i tam.

Inne kraje też stoją przed Wami otworem, ale raczej tym otworem jest odbyt – nie znacie języków ani kultury, byłoby Wam w Bretoni, Kislewie, czy gdziekolwiek indziej dość trudno i to nie tylko na początku.

O wojsku z drugiej strony też co nieco słyszeliście. Czasy są spokojne, poza lokalnymi starciami ze zwierzoludźmi i zielonoskórymi nie toczy się żadna wojna, nie ma też żadnych widoków na poważny konflikt w najbliższej przyszłości. Może się okazać, że odpękacie te dwa lata na luzie i państwowym wikcie. Będzie też okazja nauczyć się wielu nowych rzeczy i poćwiczyć te, które już umiecie.

Macie zatem trzy realne wybory. Każdy z nich determinuje również rodzaj rozgrywki. I tak:

1. Wstąpienie do wojska: wchodzicie w zwartą i sformalizowaną strukturę, tracicie więc sporo ze swobody. Jesteście skoszarowani, dostajecie rozkazy, które musicie wykonywać. Z drugiej strony macie kontakt z najlepszymi specjalistami w wielu dziedzinach i z pewnością nauczycie się wielu nowych rzeczy. W tym walczyć, a to jest umiejętność, od której w Starym Świecie nie da się wiecznie uciekać. Gra będzie w tym wariancie wyglądała tak, że dostajecie rozkaz i jedziecie go wykonać. Raz to będzie patrol, raz kopanie rowów. Jak to we wojsku. Dla wyczucia klimatu polecam przeczytać rozdział Trep z Władcy Zimy (tylko żeby nie było wątpliwości – żadnego Władcy Zimy nie będzie, to największa chujoza jaką kiedykolwiek napisano pod szyldem Warhammera i Trzewik się będzie za to smażył w piekle).

2. Księstwa Graniczne: robimy sandbox. Macie otwartą przestrzeń i miliony możliwości. Robicie co Wam się podoba. Łazęgujecie po okolicy, plądrujecie starożytne ruiny, angażujecie się w lokalne wojny i wojenki, uprawiacie przydrożną bandyterkę, zakładacie kompanię handlową i popierdalacie w tą i z powrotem wozem załadowanym boczkiem i jabłkami. You name it. Będzie wiele zabawy, ale i napierdalania się nie zabraknie.

3. Marienburg: też sandbox, ale trochę bardziej ograniczony i w innym środowisku. Nie macie tylu możliwości, bo to cywilizowane miejsce i struktura społeczna jest już ustalona. Przez długi czas możecie być najwyżej popychlami kogoś wyżej postawionego. Ale jak się dorobicie, może coś rozkręcicie sami. Model rozgrywki będzie podobny do tego, co działo się w Nuln.

Każda z postaci ma różne priorytety w życiu. Niech każdy indywidualnie pomyśli co mu bardziej pasuje i czy chce brać na siebie ryzyko. Decyzje mogą być różne, nie ma musu, żebyście wszyscy szli w tą samą stronę. Jeśli drużyna się podzieli, to będziemy grać w tą stronę, w którą pójdzie większość postaci, a dwóch pozostałych stworzy sobie nowych bohaterów. Co nie znaczy, że ich ścieżka zostanie porzucona. Co jakiś czas będziemy wracać do ich przygód, w których reszta graczy będzie grała nowymi postaciami. Jeśli się uprzecie, to możecie się podzielić na dwie drużyny, które będą grały równolegle ale moim zdaniem to ma mały sens.


Pomyślcie. Kiedy ustalimy termin kolejnej sesji dam Wam deadline do podjęcia decyzji.

3 komentarze:

  1. Ja uważam, że należy spierdalać. I to nie do woja, ale hen hen w pizdziet. Jestem za Marienburgiem. To miasto dużych możliwości i na tyle ludne by się tam ukryć na jakiś czas.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętajcie tylko, że spierdalanie jest nieodwołalne. No i też, z całym szacunkiem, ale nie za bardzo macie się czym pochwalić przed społeczeństwem, jesteście na samym dole drabiny społecznej i w Marienburgu zaczniecie od kompletnego rynsztoka. Macie co prawda kwity, ale większość z nich pójdzie na podróż.

    OdpowiedzUsuń
  3. W woju musimy tylko dwa lata odsłużyć i raczej mało prawdopodobne jest, aby wysłali nas na front, skoro większych konfliktów brak. Natomiast spierdalanie oznacza, że Imperium do końca dni naszych (albo przynajmniej na bardzo długo) zostanie przed nami zamknięte. Ja tam patriotą nie jestem, ale jak pomyślę, że przez lata w Imperium pokazać się nie będę mógł, to mi się niefajnie robi. Poza tym w woju jakieś kwity można zarobić, umiejętności nabyć, znajomości porobić. A jeśli zwiejemy, to tylko po ryju pozostanie nam zbierać.

    OdpowiedzUsuń