Aktualny Karnawał
Blogowy dotyczy kwestii edukacji i erpegów. We wpisie pilotującym zasugerowane
zostały dwa aspekty. Oba zawierają pewne założenia. Te założenia niezbyt mi się
podobają.
Pierwsze jest takie, że
z grania w erpegie można się czegoś nauczyć. Nie mitycznego samorozwoju i wyobraźni, ale konkretnych skillów związanych z tematyką gier. Tyle,
że te skille są równie mityczne. Czy grając w erpegi nauczyłem się wiele o
historii uzbrojenia i kulturze materialnej średniowiecza? Niby tak, ale –
gdybym nie grał w erpegie to bym i tak czytał książki, oglądał filmy i nacierał
w gry wideo, więc mój zasób wiedzy byłby dokładnie taki sam. Ba, może nawet
byłbym mądrzejszy, bo pozbawiony fantaziakowych naleciałości.
Tak sformułowane
pytanie jest zresztą elementem pewnej szerszej tezy, że erpegi to coś
większego (as in larger than life),
ważniejszego, lepszego niż inne metody spędzania wolnego czasu.
Gry RPG to gałąź
rozrywki. Dziwnym nie jest, że rozrywce służą, pozwalają na miłe spędzenie
czasu wolnego. Kropka. Nie ma w tym żadnej metafizyki, elitaryzmu ani innych
pierdół. I nie ma co się takich elementów doszukiwać, nasze gry są fajne per se, nie trzeba grania w nie
dodatkowo uzasadniać tym, że zyskujemy coś więcej niż rozrywkę.
Zatem patrząc na ten
aspekt: grając w erpegie można się nauczyć głównie, like, grać w erpegie. I to
nie jest zarzut, tylko podkreślenie banalnego faktu.
Drugi z aspektów, czyli
pytanie o to jak edukacja wygląda w naszej grze zalatuje z kolei pewnym uniwersalizmem,
czyli założeniem, że system nie ma znaczenia i za każdym razem gramy (albo
staramy się grać) w tą samą grę z różnymi dekoracjami. Bo odpowiedź na tak
postawione pytanie jest banalna: edukacja traktowana jest tak, jak ujmują to
zasady danej gry.
Przykładowo: w
Warhammerze 2ed chcesz się nauczyć nowej umiejętności. Jest w profesji, którą
aktualnie wykonujesz? 100 pedeków i jest twoja. Out of thin air, nie musisz
pielgrzymować do specjalisty, który cię tego nauczy, iść na uniwerek, spędzać
dwóch tygodni ze starszyzną klanową – wydajesz pedeki i już. Oczywiście, nic nie
stoi na przeszkodzie, żeby nałożyć na to jakąś teksturę – gracz mówi, że wydaje
pedeki i kupuje Czytanie i pisanie, a mistrz (albo jeszcze lepiej – sam gracz)
dorabia do tego historyjkę, że w obozie postać spotkała emerytowanego skrybę,
który nauczył ją pisać podczas podróży z Middenheim do Księstw Granicznych. A
jeśli takiej umiejki nie ma w aktualnie wykonywanej profesji? No to sorry Winnetou,
jak chcesz się jej nauczyć to proszę zmienić profesję, choćbyś przez dwa lata
pilnie chodził do szkółki festagowej, to dopóki będziesz Berserkerem z Norski
czytać się nie nauczysz i koniec. W innych erpegach jest zwykle podobnie (np. w
Savage Worlds, czy Neuroshimie gdzie dostajesz umiejki z powietrza, ale musisz
więcej zapłacić niż za podniesienie tej, którą już znasz).
Oczywiście, jest to
nierealistyczne jak diabli, ale to jest gra, a nie symulator życia.
Kiedyś, naczytawszy się
różnych głupot wypisywanych podówczas w różnych legendarnych miejscach, stałem na stanowisku, że fabuła (czy raczej
– opis fabularny) wyprzedza mechanikę i pobieranie nauki musi być związane z
tym co się w grze dzieje na poziomie narracji. Ale teraz już tak nie myślę.
I w związku z tym,
zgodnie z tradycją ostrzegam: kto nie myśli jak ja, niech się spodziewa rychłej
wizyty kolczugowo-wełnianej* policji.
* oczywiście, chodzi o
wełnę sudenladzką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz