Diefenbach

Diefenbach

poniedziałek, 26 marca 2018

Pewnego razu w Starym Świecie. Odcinek specjalny. Hiperpeg w Awarii Prądu.

W zeszłym tygodniu odbyło się kolejne erpegowe spotkanie Hiperpegów, tym razem wyruszyliśmy na gościnne występy do Wrocławia. Relacja z całego eventu pojawiła się na blogu kierownika imprezy, ja tymczasem skupię się na moim udziale w przedsięwzięciu.

Od dawna byłem wielkim fanem niewielkiego projektu Small But Vicious Dog, czyli hacka do B/X D&D wyciągającego na plan pierwszy charakterystyczne cechy pierwszej edycji WFRP z jednoczesną świadomością, że Warhammer był w znacznym stopniu klonem dedeków. SBVD jest kapitalny, odkąd go poznałem powtarzałem wszędzie, że gdybym miał wracać do prowadzenia przygód w Starym Świecie, to tylko na nim. Stwierdziłem, że specjalna edycja Hiperpega będzie idealną okazją na wcielenie słów w życie.

Nie planowałem, żeby był to sandboks (który raczej średnio wychodzi na jednostrzałach), raczej bardzo ograniczony moduł, z założonymi z góry zdarzeniami, które następują niezależnie do poczynań graczy. Nie wyobrażam sobie jednak prowadzenia scenariusza, w którym gracze realizują przygotowaną z góry fabułę, więc pozostawiłem sprawy swojemu biegowi i potoczyły się one zupełnie nie tak jak scenariusz zakładał. Gościnnie w sesji wystąpiła ekipa Roberta, w tym on sam, tym razem na drugim końcu miecza.

Wystąpili:
Hencz, rolnik, (Ranger 1)
Klara, rybaczka, (Ranger 1)
Maurycy Dąbek, drwal (Ranger 1)
Opitz, myśliwy - nieudacznik, (Ranger 1)

Gracze wcielili się w postacie wieśniaków z wioski Unterbaum leżącej nad rzeką Narn, gdzieś w Imperium. Miejsce znane wszystkim, którzy pamiętają Śmierć na rzece Reik. Tak jak w tamtej kampanii władzę nad siołem sprawują naczelnik Vorster i druid Corrobreth. Chciałem zrobić prawdziwego Warhammera, czyli przygodę typu gryząc brukiew w bruździe błota, ale z jednoczesną dużą dawką groteski i czarnego humoru. Czyli Blackadder (przypomina wam to pseudonim pewnego blogera? Ciekawe skąd to się wzięło...) zamiast Jesiennej gawędy.

Druid Corrobreth
we własnej osobie
Od początku zarysowaliśmy sobie więc oś konfliktu - PC byli młodymi mieszkańcami wioski, druid reprezentował skostniałą władzę narzucającą bezsensowne (z ich perspektywy) ograniczenia (ograniczone korzystanie z zasobów lasu, zakaz wyprawiania się na północ, zakaz kontaktów ze światem zewnętrznym). Na to nałożyły się konflikty z rodziną wymyślone przez graczy (Dąbek vs matka, Opitz vs reszta rodziny). W zasadzie jakbym nie miał wydarzeń zewnętrznych mącących spokój w wiosce to i tak gracze rozhuśtaliby łajbę i byłoby ciekawie.                                                                                                                                                   
Skorzystałem z pomysłu, od którego rozpoczęła się nasza przygoda w kampanii Franza, o której ostatnio pisałem. Do Unterbaum przybyła grupa awanturników: dwie wojowniczki, elf i czarownik. PC odwiedzili ich w jedynej gospodzie w wiosce i złożyli skromne dary (kawałek wędzonego jelenia, dwa jajka, dwie wędzone ryby, solidny pieniek). W zamian za nie dostali po srebrnym pierścieniu. Kolejnego dnia awanturnicy wyruszyli na północ w poszukiwaniu elfich ruin. Opitz próbował ich śledzić, ale elf go wykrył i przepędził.

Nasi zawodnicy postanowili więc wyprawić się na północ pomimo druidzkiego zakazu, chcieli w ten sposób zbadać powód słabych połowów ryb w ostatnim czasie. Wyruszyli więc, ale nie wzięli ze sobą żadnego wyposażenia obozowego. Był przednówek, spadł śnieg, przez noc Dąbek i Hencz nabawili się paskudnego kataru. Zostali więc przy ognisku, a Klara z Opitzem ruszyli dalej zbadać przedpole. W rzece znaleźli zwłoki jednej z awanturnic. Ciało nie nosiło śladów obrażeń, przyczyna śmierci była nieznana. Zabrali znalezione przy zwłokach: dwa rapiery (każde z nich wzięło po jednym), symbol Sigmara (wziął go Opitz) i złoto (160 koron, podzielili po równo). Następnie wrócili do obozu podzielić się wiedzą o znalezisku. W nocy zostali napadnięci przez siedem goblinów. Stoczyli ciężką bitwę, Klara położyła trupem dwa pokurcze, Hencz próbował uciekać, ale został dopędzony i pochlastany do nieprzytomności, Dąbek został ranny, a Opitz prawie stracił nogę. Udało się przeżyć dzięki desperackiemu krokowi Opitza, który wzniósł znaleziony niedawno medalion i wezwał imienia Sigmara. Za pierwszym razem nic się nie stało, ale za drugim jego głos zabrzmiał jak dzwon i zielonoskórzy czmychnęli do lasu.

Ekipa ledwo doczłapała się do wioski. Tam zostali skonfrontowani przez rodziny i druida. Kasimir - ojciec Opitza, zabrał mu rapier i oddał Corrobrethowi. Młody myśliwy strasznie się awanturował, Dąbek próbował mu pomóc, ale został obity przez resztę wieśniaków. Ostatecznie nasza czwórka została przepędzona z wioski. Na odchodne Opitz puścił jeszcze strzałę w tłum, trafiając w oko starą Gertrudę, kładąc ją trupem na miejscu. Tego było za wiele, za naszą ekipą puścił się wściekły tłum z pochodniami i widłami, ale udało się dać nogę w las (chyba obskoczywszy pierwej lekki wpierdol, dokładnie nie pamiętam).

PC udali się na południe, gdzie spodziewali się znaleźć jakąś cywilizację. Trafili do wielkiego wodospadu łączącego dwie rzeki. Zeszli z klifu jaskinią prowadzącą do niewielkiej osłoniętej przystani. Czekała tam zacumowana niewielka łódź. Postanowili załadować się na nią o poranku, zaś noc spędzić w jaskini. Pod wieczór do przystani zawinęła łódź z pstrokato ubranymi ludźmi. Po przełamaniu pierwszej nieufności ekipa została zaproszona do zagrania w kości, ale z niego nie skorzystała. O poranku załadowali się do łódki i ruszyli w dół rzeki. Płynęli cały dzień, pomimo padającego śniegu, nie przerwali też podróży po zapadnięciu zmroku. Prawie kosztowało ich to życie, kiedy łódź w ciemności obijała się o skały kanionu. Nawet wioślarskie zdolności Klary nie były w stanie im pomóc. O poranku zostali uratowani przez bogaczy z większej jednostki, którzy początkowo się z nich nabijali, ale ostatecznie usłuchali błagań i wciągnęli ekipę na pokład.

Zostali wysadzeni w Kemperbad - pierwszym mieście, które widzieli w życiu. Mieli jeden rapier i 160 koron. Świat stał przed nimi otworem.

Jak to wyglądało z drugiej strony?

Przygotowałem sobie szkielet modułu - mapę, tabele spotkań losowych, statystyki NPCów i rozpiskę wydarzeń, które następowałyby niezależnie od poczynań PC, przy czym rozpiska kończyła się na znalezieniu zwłok w rzece, reszta była już zależna tylko i wyłącznie od decyzji graczy. Oprócz rozstawienia scenografii od siebie dodałem jedynie losowanie pogody i trzy spotkania losowe (gobliny, dwie ekipy na rzece). Hulało aż miło, podobnie jak w moim poprzednim podejściu z piątymi dedeczkami. Emulacja WFRP na SBVD jest fajna do takich jednorazowych spotkań - tabela trafień krytycznych i punkty przeznaczenia pozwalają dociągnąć wszystkich postaciom do końca gry.

Gdyby nie te dupochrony, to przygoda skończyłaby się bardzo szybko podczas starcia z goblinami. Były tylko nieco słabsze od przeciętnej postaci, ale miały przewagę liczebną. Ekipa w zbrojach poradziłaby sobie z nimi, ale banda obdartusów bez porządnej broni, w dodatku zaskoczona - miała konkretny problem. W zasadzie, gdyby nie szczęście Opitza, całość skończyłaby się pogromem. Amulet Sigmara nie miał żadnych magicznych właściwości, ale myśliwy bardzo wierzył w jego moc, więc stwierdziłem, że niech będzie, damy 1% szans na to, że gobliny się przelękną. Zgadnijcie co wypadło na kościach, macie trzy strzały.

Mam zamiar kiedyś jeszcze wrócić do modułu (może nawet potraktować go jako wstęp do kampanii, kto wie...), a po lekkim opracowaniu postaram się go wrzucić do materiałów bloga. Patrzcie jak kompetentnie grać w Warhammera!

8 komentarzy:

  1. Dzięki za sesję!

    Dla uściślenia - z mojej ekipy byli tylko Gurczen / Hencz i Tomasz Wieczór / Maurycy Dąbek. Graczkę odgrywającą Klarę widziałem pierwszy raz w życiu ;)

    Już to kiedyś pisałem, ale jednostrzałówki na silniku D&D mijają się z celem, więc albo należy obudować dedeki dupochronami, albo zmienić system.

    Zapomniałeś dopisać, że Opitz usiłował wzniecić we wsi powstanie przeciwko druidowi, wygłaszając płomienną mowę do współmieszkańców. Zresztą dopiero się rozkręcał - za zdobyte pieniądze planował zaciągnąć w mieście oddział zbirów i najechać na Unterbaum. Potem żałował, że nie przebił ojca tym rapierem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, może nieprecyzyjnie się wyraziłem - zdaję sobie sprawę kto uczestniczył w sesji;)

      O próbie wzniecenia powstania nie wspomniałem, bo się nie powiodło i to dramatycznie, fakty były takie, że ekipa musiała uciekać w podskokach. Najazd zbirów na Unterbaum może rozegram sam na CM;P

      Usuń
    2. Co do dupchronów jeszcze. O ile punkty przeznaczenia się faktycznie przydały, to trafienia krytyczne trochę zamulały - samo ich losowanie spowalniało walkę, miały też ogromny wpływ na rozgrywkę. Skoro prawie straciłem nogę, to zapewne powinienem leżeć następne pół roku w chałupie (kiedyś głupia kontuzja kolana wyeliminowała mnie z życia na 2 tygodnie). Dlatego wolę abstrakcyjne pojmowanie "życia". Poza tym nie było za bardzo możliwości odnowy straconych punkcików żywotności - trudno było cokolwiek robić, mając świadomość, że każdy następny cios mnie wyeliminuje. Z drugiej strony trudno oczekiwać, że wypicie jakiegoś naparu z jagód spowoduje, że noga się uleczy przez noc. To jest słabość "realistycznych" mechanik. Zapewne w kampanii "odgrywałbym postać", lecząc się w wiosce i ingrygując - jak Ashur w pamiętnym serialu Spartacus. W jednostrzale na konwencie to się raczej nie sprawdza.

      Gadałem o tym wczoraj z graczami - doszliśmy do wniosku, że paradoksalnie łatwiej byłoby stworzyć nowe postacie i sprawdzić, co się stało z pierwszą ekipą ;)

      Usuń
    3. Zgadzam się ze wszystkim, ale taka specyfika SBVD - ma to być warhammerowy hack do D&D, więc przenosi elementy dla WFRP charakterystyczne. To ma być też trochę czarna komedia o kuśtykających kalekach, pomimo dramatycznego opisu trafienie krytyczne nie powoduje "realistycznego" wyłączenia postaci z gry. To była moja pierwsza sesja i chciałem przetestować mechanikę as is, bez kombinowania. Jeśli miałbym prowadzić kampanię to pewnie parę rzeczy bym pozmieniał.

      Usuń
  2. Przez Ciebie mam kolejny system na liście, który chciałbym sprawdzić. Co takiego wyjątkowego jest w SBVD, że są takim świetnym warhammerowym hackiem na BDD? Jakie charakterystyczne dla WFRP elementy są zachowane w tych dedeczkach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze: to jednak Basic D&D, więc system bardzo prosty i szybki w działaniu. Nie ma wkurwiającego warhammerowego "nie trafiłeś go", "trafiłeś, ale uniknął", wszystko idzie sprawnie, jak to w D&D. A co jest zachowane z WFRP? Wszystko, co potrzebne: profesje, trafienia krytyczne, punkty przeznaczenia, choroby psychiczne i choroby zwykłe, pozycja społeczna. A wszystko to zrobione lekko i z polotem.

      Usuń
  3. Super sesja! Faktycznie prawdziwy klimat Warhammera. :D
    SBVD czytałem dawno temu i też mi się spodobał, ale nigdy nic z tą gierką nie robiłem. W Polsce, gdzie właśnie WFRP jest systemem kanonicznym może to być dobry pomost, żeby zachęcić graczy do spróbowania D&D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od dawna, za każdym razem (no, powiedzmy, że za każdym), kiedy ktoś na fejsie pyta o WFRP to ja cierpliwie wrzucam linki do SBVD. Jak na razie efekt jest mizerny, ale spróbuję też akcji bezpośredniej, takiej właśnie jak ta sesja. Może chociaż jednego warhammerowca uda się zachęcić do D&D?

      Usuń